Beata, ja też nie podejrzewałam, ale tak się złożyło, na mojej drodze pojawiła się kotka która potrzebowała domu, opiekę miała, miłość też, ale nie miała prawdziwego domu. Domu dla niej można by długo szukac. Ma niesprawną tylną łapkę, no i do tego doszły problemy nerkowe. Jest przestraszona, wie przeszła, trudna do leczenia, nie pozwala na żadne zabiegi dobrowolnie, badanie osłuchowe jest przerażające dla niej.
Więc mieszka u nas, siedzi pod biurkiem syna i syczy na wszystkich, na razie wychodzi do mnie tylko, ale to nie jest jeszcze zaufanie, raczej potrzeba.
Jeszcze 3 miesięce temu nie było u nas kotów, a już tak wiele się zdarzyło. Przeżyliśmy leczenie Zosi oczów (ponad 4 tygodnie), przeżyliśmy walke o życie Rudego (nie pokonałam białaczki i FIP-a, czuję to nadal jako osobistą porażkę), przeżyliśmy odejście RUdego - słonko na zawsze będziesz w naszych sercach.
A teraz pojawiła sie u nas Mrauka, chcemy jej pomóc jak możem, ciągle się boję że coś nie tak zrobię, że zchrzanię coś i powielę historię Rudego.
A za około 2 tygodnie pojawią się u nas słodkie kociaczki, Layla i Gryfik.
Kiedyś myślałam że mieć więcej niż jednego kota to zboczenie, dziś zastanawiam się gdzie jest ta granica, jaka jest licba świadcząca o zboczeniu??
Mrauka śpi u nastarszego syna, Zośka śpi w gabincie i jak by wcale kotuchów w domu nie było.
Ostatnio znajomy zapytał czy mieliśmy jakis mały wypadek, coś nie tak z nami, czy wszyscy u nas zdrowi.
Ale co jest miara normalności, brak zwierząt wodmu, jeden pies lub jeden kot, jeden ptaszek itd. Cy ktoś kto ma całe mieszkanie w kubeczkach bo je zbiera jest normalny, to że nbrak u niego miesca na ubrania bo sa tam kubczki jest normalny??
Nie wiem co jest normalne, mam nadzieję że to co nie utrudnia życia innym i nam jest z tym dobrze....