Na razie jeszcze nic nie wydaję, bo z zapasów korzystamy (Sylwki i moich).

Tego żwirku to starczy jeszcze na jakiś czas, wcale tak mało nie było.
Suchego jeszcze im nie dawalam, one chyba lepiej się oswajają, jak dostają mokre z ręki i zlizują z palca - wtedy człowiek im się lepiej kojarzy. Jedzą najchętniej gerberka, miamora dla kociąt nie chciały, ale jak zostawiłam w klatce, to był zniknięty

.
Koty przetestowały wolierkę i szybko wychwyciły niedoróbki, kontrolerzy jakości, psiakrew! Musiałam draństwo wyciągać z kąta zza butli technicznych.
Białołapek spoko, mruczy, bawi się, je jak smok, to i wyjąć się dał bez protestu, ale Strachulec mnie trochę posznitował. Za karę został posadzony na kolanach i wygłaskany
Postępy robi: zjadł gerberka siedząc na kolanach, tylko musiałam trzymać i głaskać, żeby nie uciekł. Chyba to też chłopak. Trochę mnie niepokoi, bo mniej je niż braciszek. Nadal mocno wystraszony, wciska się w kącik za bratem i patrzy wielkimi oczyskami, może się ta duża przestraszy i sobie pójdzie?

I nie widziałam go sikającego, a Odważnik sikał przy mnie trzy razy.
Aha, na Strachulcu nie widziałam żadnych śladów pcheł, a na Odważniku coś jakby pojedyncze kropki odchodów, ale żywej pchły ani jednej. Nie drapią się, chyba że po uszach, i to tylko jeden.
Poradźcie mi, jechać z nimi od razu dzisiaj na przegląd do weta? Czy dać im jeszcze dzień na aklimatyzację i poczekać na resztę rodzinki? Na pewno konieczne będzie odrobaczenie (jak na złość nie mam nic w domu, co nadawałoby się dla kociąt).