Mole - dom wariatów - Jeszcze jeden okruszek - dla sylwii k.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon cze 25, 2007 20:17

Twoja opowieść okrutna?
NIe.. na pewno nie... Chyba tylko dla kogoś, kto jej nie rozumie.
Ostatnio trafiłam na dość mądry artykuł o bajkach. Tych znanych i popularnych, o tym, jak ich dawna treśc zostawała zmieniana, ugłaskiwana,osładzana... Pisano także o ich roli, o ostrzeżeniach, jakie są ukryte w ich treści. Artykuł kończył się stwierdzeniem, że być może to tamte dawne bajki, w których siostrom Kopciuszka ptaki wydziobywały oczy, a Czerwony Kapturek sama uciekała wilkowi lepiej przygotowywały dzieci na niebezpieczeństwa życia niż ich dzisiejsze odpowiedniki.
I twoja baśń, Caty, właśnie taka jest. Owszem, ktoś może powiedzieć, że jest okrutna, ale to będzie taka osoba, która sama się boi Śmierci. I Życia. Która patrzy łapczywie na obrazy masakr w telewizji, wzdychająć "Jakie to straszne" i zabrania swojemu dziecku odwiedzin u śmiertelnie chorej babci, "by mu oszczędzić".
Zresztą... ta pani psycholog chyba jest taka, mam wrażenie... I Wojtek słusznie się na dorosłych denerwuje...
A twoja baśń oswaja Śmierć.
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon cze 25, 2007 21:11

Pisz Catieńko, bo prawda jest zawsze piękna, a Ty potrafisz ja w magiczny sposób przedstawić.
Siean ma rację!!! Świat, przedstawiany w różowych kolorkach wcale nie jest piękny, a dzieci to dobrzy obserwatorzy i doskonale wyłapują wszelkie kłamstwa, więc może przestańmy kłamać? Może jeżeli pokażemy dzieciom prawdziwy świat, to w przyszłości pani psycholog nie będzie im potrzebna? Przecież życie jest jednak piękne, chociaż niekoniecznie przypomina cukrową watę.
Przygotowujemy podobno dzieci do dorosłego życia, ale do tego z czym mogą rzeczywiście mieć duże problemy, to już nie.
Obrazek

Blusik

 
Posty: 3712
Od: Czw lut 22, 2007 22:29
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Pon cze 25, 2007 22:56

Mają rację dziewczyny. To my dorośli nauczylismy sie uważać, że dzieci trzeba chronic przed wszystkim złem a tymczasem one czasami wiedzą lepiej. Nie wiem jak -wyczuwają, obserwują, ale wiedzą.

YBenni

 
Posty: 1667
Od: Nie maja 20, 2007 22:04

Post » Wto cze 26, 2007 8:30

I niestety nie wiedzą jak sobie z tym złem (chociaż nie wszystko można nazwać złem - choroba, śmierć to jest niestety coś co jest częścią życia, więc złem to trudno nazwać) radzić.

Pisz Caty!!!

Ktoś to musi robić :-D Wypadło na Ciebie!
Obrazek

Blusik

 
Posty: 3712
Od: Czw lut 22, 2007 22:29
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Wto cze 26, 2007 8:43

Caty..... :D To miód na moje serducho......

ewa74

 
Posty: 3570
Od: Pt paź 06, 2006 10:05
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto cze 26, 2007 11:37

Czar czwartego pióra

Nie macie pojęcia, jak dobrze spało się bez plątaniny rurek ... Jak nie potraficie sobie tego wyobrazić to włóżcie sobie do nosa byle jaką rurkę i zobaczycie, jak to jest. A potem poczytajcie sobie którakolwiek z tych krzepiących na duchu nas, a wam mających przybliżyć nasz stan książeczek albo broszurek. Albo porozmawiajcie z panią psycholog. I zobaczycie, ze te wszystkie książki i broszurki napisał ktoś, kto nigdy nie musiał oddychać przy pomocy jakiejś aparatury i nie mógł pójść do łazienki, żeby normalnie się wysikać. Rurka tu, rurka tam, ani na prawo, ani na lewo. Miałem szczęście, że był przy mnie Dziadek.
Bo gdyby nie on, to leżałbym i leżał, i czekał aż TDF podniesie zagłówek, a potem go opuści i tak w koło Macieju.
- Dzisiaj będziemy uczyli się chodzić – oznajmiła Siostra Pączek. Odrzuciła na bok kołdrę i zobaczyłem, jakie chude i blade są moje nogi.
Pomyślałem sobie, że gdyby mój Dziadek nie był sową, tylko wilkiem, albo jakimkolwiek zwierzakiem, który chodzi, a nie lata, moje nogi wyglądałyby dzisiaj zupełnie inaczej, bo nieco by się wzmocniły na nocnych wędrówkach.
Ale były jakie były – dwa blade patyczki, prawy z ogromną blizną na kolanie, a lewy nieporadnie poruszający stopą wielką jak płetwa.
Przesunąłem je na powrót pod kołdrę, ale Siostra Pączek zsunęła je na brzeg łóżka i kazała mi powoli usiąść.
Zmiana pozycji była piekielnie niewygodna, moje ciało widocznie przyzwyczaiło się do innego wymiaru, bo ciężka jak kamień głowa ciągnęła mnie z powrotem na poduszki.
- Teraz chwilkę posiedzimy – powiedziała siostra Pączek – ja pójdę po waszego nowego kolegę.
Siedziałem na brzegu łóżka dość stabilnie, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że kiwam się w przód i w tył, jak piesek na tylnej szybie samochodu.
Na łóżku naprzeciw Bastek ćwiczył unoszenie rąk do góry. I na pewno wychodziło mu to lepiej, niż moje próby utrzymania się za wszelką cenę w pionie.
I z tego wszystkiego poleciałbym do tyłu jak szmaciana lalka, gdyby nie TDF, który nie wiedzieć czemu miał tego dnia jakiś dodatkowy dyżur
- No co jest, chłopie ? – zapytał podpierając mnie poduszką. – Patrz, z czego żyjesz, nie będę stał nad tobą jak niania Frania.
Odwrócił się i pomógł Siostrze Pączek wjechać na salę z fotelem na kółkach, stojakiem z kroplówką i małym rudzielcem siedzącym na fotelu.
Odrastające włosy dzieciaka sterczały na wszystkie strony , a on sam przypominał zwariowaną wiewiórkę.
Miał odstające uszy i mnóstwo piegów na bardzo bladej twarzy, a kiedy TDF przenosił go na łóżko, zobaczyłem, że Wiewiór ma tylko jedną nogę.
Pomyślałem o moich chudych patykach i poczułem, że się czerwienię jak burak.
- To jest Krzyś, wasz nowy kolega – powiedziała Siostra Pączek i zarumieniła się, bo ręka TDF-a jakby przypadkowo przesunęła się po jej ręce.
Wiewiór oparł się na łokciu i przyjrzał się nam uważnie.
A ja starałem się robić wszystko, aby nie patrzeć na pustą nogawkę jego piżamy.
Siostra Pączek przykryła nogi chłopca kocem i ułożyła w szafce jego rzeczy.
TDF przysiadł na brzegu mojego łóżka.
- Na początek pojedziemy sobie na spacerek – powiedział i przeniósł mnie na fotel na kółkach, ten sam, na którym przyjechał Wiewiór.
Przejechaliśmy przez korytarz, po płytkach zielonych jak woda w stawie, a potem TDF wyjął z kieszeni klucz i otworzył szklane drzwi. Świeże powietrze napełniło moje płuca tak niespodziewanie, że zacząłem się dusić, ale TDF poklepał mnie po ramieniu i poradził, żebym wyrównał oddech. pan Jurek, który ćwiczył razem z nami pokrzykując „ wdech - wydech”, podobnie jak Brodacz poprzedniego dnia.
- Nie każdy ma takiego fuksa jak ty – mruczał pod nosem TDF – udało ci się konusie zachować nogę i jeszcze dzionek, jeszcze dwa a będziesz spacerował ...
- A ten Wiewiór ? – zapytałem.
TDF skręcił w boczną alejkę, tą samą, którą było widać z okna naszej sali Ustawił fotel pod drzewem i powiedział, że w ten sposób będzie miał na oku i mnie i chłopaków. Potem zapytał, czy przynieść mi książkę, ale odpowiedziałem, że chyba wole sobie posiedzieć i pomyśleć.
Przypomniały mi się treningi przed meczami i
A myślałem głównie o mich nogach i jakoś nie bardzo chciało mi się wierzyć, żebym za kilka dni mógł tak zupełnie zwyczajnie chodzić...TDF przychodził co jakiś czas żeby zamienić ze mną parę słów, przyniósł mi kubek soku i opowiedział wszystko, czego dowiedział się o nowym.
A ja opowiedziałem mu o wszystkim, co zobaczyłem siedząc pod drzewem – że na starym kasztanie mieszka wiewiórka, że na zdziczałą wiśnię zajrzało stadko szpaków i że alejką spaceruje jakiś Rumpel i przygląda mi się spode łba.
- Rumpel, powiadasz ? – TDF uśmiechnął się wesoło. – Zgarbiony, powłóczy prawą nogą i czasami mówi do siebie ?
Przytaknąłem.
- Może warto z nim pogadać – TDF przesunął fotel w bardziej zacienione miejsce. – Taki Rumpel czasami opowiada bardzo ciekawe historie.
Nie wiem, czy TDF nasłał na mnie Rumpla, czy też Rumpel pojawił się sam od siebie, faktem jest, że nie minęło dziesięć minut, a Rumpel rozsiadł się wygodnie na ławeczce tuz obok mnie i zaczął rozmowę.
Najdziwniejsze zaś było to, że zaczął ją zupełnie inaczej niż reszta dorosłych. Po pierwsze nie powiedział nic na temat niegrzecznych dzieci – no, może nie miał do tego powodu, bo jak można być niegrzecznym, biegać z wrzaskiem po trawniku, albo zrywać jeszcze kwaśne wiśnie, skoro nie można nawet założyć nogi na nogę ? Po drugie nie zapytał, co tutaj robię – ale może też dlatego, że to było widać na pierwszy rzut oka, ani nie zapytał też jak się czuję, bo trochę głupio pytać o samopoczucie kogoś, kto jest w szpitalu.
Rumpel po prostu zapytał, czy umiem grać w 66 i wyciągnął z kieszeni karty.
W trakcie gry, kiedy doszczętnie mnie złupił – graliśmy na główki białej koniczyny, której pełno rosło na trawniku – dowiedziałem się, że pracuje w szpitalu jako stróż, i że znał TDF-a jeszcze wtedy, gdy TDF chodził na czworakach i udawał, że jest psem.
Opowiedział mi też jak to było podczas wojny a ja zapytałem go o coś, o co nie zdążyłem zapytać mojego Dziadka.
Chodziło mi o to, że Miśka bardzo denerwował dzwięk ambulansu - ile razy karetka pogotowia przejedżała ulicą na sygnale, tyle razy Misiek siadał na podłodze, podnosił do góry głowę i zaczynał wyć.
No i zawsze byłem ciekawy, co robiły zwierzęta w czasie wojny, kiedy syreny ogłaszały nalot.
Rumpel zamyślił się i powiedział, że bardzo się bały , nawet te największe, bo w czasie wojny mieszkał w pobliżu ZOO i wszystko widział.
Ale pózniej dodał, że w tym czasie miał psa, który na dzwięk syreny chował się w takie miejsce, które było bezpieczne i cała rodzina szła za nim, bo wiedzieli, że Trop – bo tak miał ten pies na imię – zawsze wie, gdzie nic się nie stanie.
Trop, jak powiedział Rumpel, był szorstkowłosym wyżłem, który razem z tatą Rumpla uwielbiał chodzić na polowania, ale po wojnie, która przeżył przestał lubić łowieckie wypady ze swoim panem i zawsze, kiedy tylko ulica przejeżdżała karetka na sygnale chwytał matkę Rumpla za brzeg spódnicy i ciągnął w miejsce, które jego zdaniem było najbezpieczniejsze we wszystkich...
Potem odegrałem się na Rumplu, i już zabieraliśmy się za kolejną rundę, kiedy pojawił się TDF, żeby zabrać mnie na obiad.
- Przywiez go jutro do parku – powiedział Rumpel składając karty. – Muszę się odegrać.
TDF kiwnął głową , a Rumpel wstał i poszedł w stronę bramy, gdzie zatrzymał się jakiś czerwony samochód.
- I co, miałem rację – zapytał TDF przenosząc mnie na łóżko.
Przy obiedzie opowiedziałem chłopakom o Tropie, a Wiewiór, który zadziwiająco szybko zadomowił się na sali pochwalił się, że kiedy mnie nie było, to przynieśli mu do przymiarki sztuczną nogę .
- Taka noga to nie byle co – powiedział Bastek. – Jakby tak ktoś cię kopnął to koniec...
A Szymek dodał, że taką sztuczną noga można kogoś kopnąć i nie ponieść najmniejszej szkody.
- A jak pies nie ma nogi ? – zapytałem zupełnie bez sensu, bo ciągle myślałem o Miśku, karetkach pogotowia i o Tropie.
- Zdarza się, że dostaje protezę – powiedział jak zwykle poważnie TDF. – A czasami to nawet....
Urwał i wyjął z kieszeni komórkę.
Coś wystukał, uśmiechnął się tajemniczo i oznajmił :
- Jak dobrze pójdzie, to po południu zajrzy do nas braciszek.
Oj, to było coś zupełnie nowego. Nigdy nie pomyślałem, że TDF może mieć brata, albo siostrę, miał tylko psa, imieniem Zgred, o którym tez niewiele opowiadał, bo cały czas męczyliśmy go pytaniami o nasze choroby.
Zrobiło mi się trochę głupio, że byliśmy tacy samolubni – może, podobnie jak Rumpel, TDF miałby całą masę ciekawych rzeczy do opowiedzenia, a tak to tylko musiał mówić o tym, dlaczego po chemii się wymiotuje i ile przypadków na ile jest zupełnie wyleczalnych , nie zdając sobie sprawy z tego, że kiedy wychodził kłóciliśmy się, który z nas jest tym szczęśliwym przypadkiem...
Za chwilę komórka TDF-a zapiszczała, i z wyrazu jego twarzy poznaliśmy, że braciszek TDF-a na pewno odwiedzi nas po południu.
Czekaliśmy na odwiedziny i rozmawialiśmy o dziewczynach, bo na oddziale było ich parę, ale zupełnie nie zwracały na nas uwagi.
Nagle drzwi się uchyliły i na salę wszedł niewysoki chłopak. Ubrany był w brązowy habit, a na bosych nogach miał sandały.
- No cześć – powiedział i rozejrzał się dokoła. – Marek jest ?
- Zaraz przyjdzie – powiedział Wiewiór. – Właściwie to skończył dyżur, ale czeka na brata.
TDF pojawił się cicho jak duch.
- No, jesteś – powiedział i uśmiechnął się. – To jest braciszek.
Uderzyłem się ręką w czoło. No prawda, o zakonnikach mówi się „bracia”, ale taki znajomy wcale , moim zdaniem , nie pasował do TDF-`, który nosił glany, wiązał długie włosy w kitkę i słuchał metalu, a czasami pokazywał nam, jak się tańczy pogo. Stawal na środku sali i wymachiwał głową tak, że jego długie włosy zamiatały podłogę, a Siostra Pączek zaśmiewała się do łez.
- Braciszek...to znaczy ojciec Mariusz – wyjaśnił TDF – jest wolontariuszem w schronisku, i to on mi załatwił pracę. Chciałem wam coś pokazać i poprosiłem ,żeby...
Razem z braciszkiem przysunęli moje łóżko do okna tak, że wszyscy mogli na nim usiąść – wszyscy to znaczy ja i Bastek, i Szymek i Wiewiór, a kiedy siedzieliśmy już rzędem jak dzieciaki w zerówce TDF i braciszek wyszli z sali.
- Ciekawe, co on znowu wymyślił – powiedziała do siebie Siostra Pączek, ale na odpowiedz nie trzeba było długo czekać.
- Tadam ! – zawołał TDF kłaniając się jak rasowy aktor . – Mam zaszczyt przedstawić państwu jedynego na świecie psa, który...
Z krzaków wyszedł – a właściwie wyjechał duży, podpalany wilczur. Powiedziałem „wyjechał ” bo tylne, bezwładne nogi ciągnął za sobą na niedużym wózeczku.
Poruszał się przy tym zupełnie bez wysiłku. Braciszek odprowadził go na bok i zagwizdał na jeszcze jednego psa.
Ten drugi nie miał poprzedniej prawej łapy, ale potrafił skakać w górę i chwytać w zęby patyk, machał ogonem i nic nie robił sobie ze swojego kalectwa.
Pomyślałem sobie, że to straszna szkoda, że nie mogę pójść tam do nich i pobawić się z nimi i wtedy przyszło mi do głowy, że przez cały długi dzień nie zrobiłem nic ale to nic, żeby zrobić coś dla moich biednych nóg... Bo gdybym potrafił przejść chociaż kilka kroków to dotarłbym o własnych siłach na fotel, zjechał na dół i pogłaskał te dzielne psy.
- No i co ? – zapytał TDF machając do nas ręką.
A my wszyscy – to znaczy ja, i Bastek, Szymek i Wiewiór, i nawet Siostra Pączek wydaliśmy tak głośny wrzask radości, że aż Brodacz przybiegł z dyżurki zobaczyć, co się dzieje.
A potem Brodacz zszedł na dół i widzieliśmy, jak oglądał wózek i rzucał patyki i bardzo dobrze się bawił.
Kiedy braciszek zabrał psy TDF wrócił do nas, usiadł na podłodze i opowiedział nam wszystko, co wiedział o tych dwu psach – że ten podpalany wilczur był psem policyjnym, który zasłonił sobą swojego pana i kula przeznaczona dla człowieka uszkodziła mu kręgosłup, a tamten drugi chorował....na raka i musieli mu amputować łapę.
Potem opowiedział nam o braciszku, z którym przyjaznił się od przedszkola i o świętym Franciszku, patronie zwierząt.
A potem zapadł zmrok. Leżałem na łóżku i poruszałem palcami u nóg tak długo, aż poczułem mrowienie w stopach. Potem zacząłem poruszać stopami a potem udało mi się parę razy podciągnąć kolana. Tak bardzo mnie to wyczerpało , że zapomniałem, że nadszedł już wieczór, a wraz z nim pora na odwiedziny Dziadka. Ale parapet był pusty.
Pomyślałem, że mogło mu przydarzyć się coś złego i już – już miałem nacisnąć guzik dzwonka, gdy nagle spostrzegłem leżące na kołdrze szare, miękkie piórko.
Zasnąłem obracając je w palcach i zastanawiając się, jakie przyniosło ze sobą czary...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto cze 26, 2007 11:56

Siedzę tu cichutko bo nie wiem jak opisać to co czuję gdy czytam Twoje Bajki Caty.
Moze gdyby kazdy człowiek zechcial je przeczytac to świat stałby sie troche lepszy,pełen miłosci ,szacunku,zrozumienia.
Masz Caty niezwykły dar przekazania tego co w życiu ma najwiekszą wartość.

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Wto cze 26, 2007 15:24

Caty..
Nie wiem jak mam to napisać.. ale Twoja opowieść jest po prostu piękna.. i bardzo wzruszająca..
Nie można się bać takich tematów i trzeba je poruszać, a Ty robisz to w bardzo umiejętny sposób.. Chylę czoła :king:

I proszę o jeszcze ;)

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Wto cze 26, 2007 18:13

Czar piątego pióra

Zaraz jak tylko otworzyłem oczy zacząłem, podobnie, jak poprzedniego dnia poruszać najpierw palcami, potem stopami, a potem podciągałem nogi. „Podciągałem ” to może trochę za duże słowo, no, po prostu przesuwałem je po prześcieradle do momentu, aż zginały się w kolanach, a potem prostowałem je w podobny sposób.
Nie było to może zbyt efektowne, ale Siostra Pączek z uznaniem pokręciła głowa i dała mi kartkę i ołówek, żebym zapisywał swoje rekordy.
Nigdy nawet nie przypuszczałem, jak bardzo bicie takich małych rekordów może umęczyć.
Ruszałem nogami, liczyłem, zapisywałem na kartce i zapadałem w drzemkę.
Wiewiór pojechał na mierzenie protezy, do Bastka przyjechała mama i zabrała go do świetlicy, Szymek poszedł na jakieś skomplikowane badania, a ja zostałem sam ze swoimi rekordami, kartka i ołówkiem.
Zapisałem, co należało i przymknąłem oczy.
Pewnie wyglądałem na pogrążonego we śnie, bo kiedy Brodacz wszedł do sali nie zagadał do mnie jak robił to zwykle, tylko podszedł do łóżka Wiewióra i usiadł na nim ciężko, jak spracowany, albo bardzo smutny człowiek.
Uchyliłem leciutko jedno oko i zobaczyłem, że Brodacz gładzi oparcie łóżka tak, jakby była to czyjaś ręka.
A potem westchnął głęboko i jakoś dziwnie przetarł oczy.
Kiedy do sali wszedł TDF Brodacz szybko wziął do ręki kartę Bastka i zaczął ją pilnie studiować.
- I jak tam Wojtek ? – zapytał nie odrywając oczu od karty.
- W porządku – odpowiedział TDF i zapytał Brodacza, czy nie miałby ochoty rzucić okiem na moje rekordy.
Pomyślałem sobie, że nigdy nie zależało mi na ładnym piśmie i że Brodacz będzie miał ciężki orzech do zgryzienia z tymi rekordami.
Ale Brodacz chyba odczytał wyniki, bo uśmiechnął się i podał kartkę TDF-owi. A wtedy TDF spojrzał na niego i położył mu rękę na ramieniu. Taka poufałość zaskoczyła mnie ogromnie – ale Brodacz tylko uścisnął tą rękę, zadarł głowę do góry i powiedział:
- Jesteś dobrym chłopakiem, Marek.
A TDF przytrzymał tą rękę i patrząc na czubek głowy Brodacza odparł:
- Panie doktorze...naprawdę, nie trzeba się gryzć...nie trzeba udawać. Ja pana proszę...
Brodacz poprawił zielony fartuch i wyszedł nie odwracając się.
Zacisnąłem mocno oczy, ale TDF chyba od początku wiedział, że nie śpię.
- Hej, co jest grane – zapytałem siadając na łóżku tak gwałtownie, że zakręciło mi się w głowie i z powrotem opadłem na poduszki.
TDF otworzył szeroko okno, odwrócił się do mnie i powiedział :
- Yul był synem Brodacza. Nie wiedziałeś ?
Pociemniało mi w oczach. Nie wiedziałem, bo i skąd miałbym wiedzieć ? nie wstawałem z łóżka, więc nie mogłem odczytać nazwiska na karcie, ba, gdybym je nawet odczytał, to przecież wiedziałem tylko tyle, że Brodacz to doktor Brodacz i nic więcej. A Yul nie zdradził się ani słowem.
Zrobiło mi się trochę wstyd, bo przyszło mi do głowy, że gdybym to ja był synem Brodacza, na pewno poprosiłbym o osobny pokój, a jeśli już nie osobny, to bez Bastka i Szymka, którzy ciągle wymiotowali.
A Yul nie dal nic po sobie poznać. Jak cała reszta łykał tabletki, narzekał na Siostrę Pączek, że za wcześnie gasi światło i nigdy, ale to nigdy nie odezwał się do Brodacza „tato”. Podobnie Brodacz, tak samo upominał każdego z nas, żebyśmy nie chowali wstrętni gorzkich tabletek pod policzkiem, nie przyklejali przeżutej gumy pod ramy łóżek i nie hałasowali w czasie ciszy nocnej .
Siostra Pączek oczywiście tez musiała o wszystkim wiedzieć, ale nie traktowała Yula w żaden specjalny sposób.
Dopiero, kiedy zaczęło być z nim zupełnie zle, Brodacz zabrał go do osobnego pokoju, i wtedy Yul, już bardzo słaby uniósł się na łóżku i powiedział nam wszystkim „ cześć”, w taki sposób, jakby miał powrócić do nas za dwa , może trzy dni.
O tym, że odszedł powiedziała nam Siostra Pączek, a na wieczorną wizytę przyszedł, jak zwykle Brodacz, sprawdził nasze karty, obejrzał moje gojące się kolano i przeszedł do następnej sali.
TDF patrzył na mnie badawczo.
- T...to niemożliwe – wyjąkałem.
- A jednak. – TDF usiadł w fotelu naprzeciw mnie. – Widzisz, Brodacz to wielki człowiek...Tamtego dnia powiedział, że tu, w szpitalu, jest najpierw lekarzem, a dopiero potem ojcem.
Powiedziałem, zgodni z prawda, że ja bym tak nie umiał, a TDF się ze mną zgodził.
- Ale najgorsze jest to, że Brodacz wszystko trzyma w sobie – dodał. – A to bardzo niedobrze...
Przypomniało mi się nagle, że w takich sytuacjach mój Dziadek mówił, że po to mamy obok siebie innych ludzi, żebyśmy nie musieli cierpieć w samotności, ale jeżeli już zdecydujemy się na rozmowę z kimś, musimy być przygotowani na to, że któregoś dnia ktoś przyjdzie porozmawiać z nami. Przyszło mi do głowy, że gdyby nie ten warunek, to pewnie chętnie rozmawialibyśmy z innymi, ale wysłuchiwanie drugich....to byłoby już naprawdę ciężkie zadanie.
TDF pokiwał głową, przyznał mi rację i wyszedł po fotel, bo poprosiłem go, aby zabrał mnie do parku.
I wtedy nagle zechciało mi się sikać. Nie chciałem przyciskać guzika, bo wiedziałem, że Siostra Pączek jest zajęta, a TDF mnie nie usłyszy, więc przypomniałem sobie wszystkie moje rekordy, usiadłem na brzegu łóżka i spuściłem nogi na podłogę. Chwyciłem się mocno oparcia i zrobiłem dwa bardzo niepewne kroki, a potem jeszcze dwa, i jeszcze dwa, aż dotarłem do drzwi.
Niestety trwało to tak długo, że ...no, po prosto zsikałem się, jak małe dziecko. Stałem trzymając się framugi drzwi i patrzyłem na kałużę pod moimi stopami, gdy nadszedł TDF.
- No proszę, - powiedział w taki sposób, jakby nic się nie wydarzyło. – toś bracie pobił rekord.
Pomógł mi wrócić na łóżko i poszedł po szmatę , wiaderko i czyste spodnie od piżamy.
Przebrałem się prawie bez pomocy i cały czas myślałem o tym, jakie to szczęście, że na sali nie było już Artka...
Kiedy TDF posprzątał , poszedł umyć ręce i zabrał mnie do parku.
Stary Rumpel musiał chyba mieć jakiś dodatkowy zmysł, bo pojawił się dosłownie natychmiast, błyskawicznie nazrywał koniczyny i rozdał karty.
Oczywiście na wstępie ograł mnie, ale to była tylko moja wina, bo miałem tak dużo do opowiedzenia, że nie mogłem skupić się na grze.
A chytry Rumpel słuchał, kiwał głową i wyciągnął ode mnie wszystkie trąfy.
Udawałem, że się złoszczę, a Rumpel śmiał się szyderczo i zacierał ręce. Na koniec, jak zwykle, pozwolił mi się odegrać i kiedy TDF wiózł mnie z powrotem na salę pokazałem Rumplowi „victorię”, a Rumpel kazał mi zaczekać do jutra.
Położyłem się na łóżku i poczułem, że jestem...głodny. Cóż to było za uczucie ! - nie byłem tak zdrowo głodny co najmniej od roku. TDF przyniósł mi bułkę z dżemem i stwierdził, że to normalne, kiedy tak długo przebywa się na powietrzu.
Zjadłem bardzo szybko, wypiłem kubek bawarki i postanowiłem, że tym razem nie prześpię wieczornej wizyty Dziadka. Przymknąłem oczy, założyłem ręce pod głowę i ni z tego ni z owego poczułem, że czegoś mi brakuje.
Rurek nie miałem już od dawna, z kolana zdjęto i opatrunek...Myślałem i myślałem i myślałem aż w końcu doszedłem prawdy – ból w kolanie stał się prawie niewyczuwalny.
Pomyślałem jeszcze, że to dziwne, że do bólu można tak się przyzwyczaić, żeby odczuwać jego brak i zapadłem w sen.
Przespałem mierzenie temperatury i TDF musiał zdrowo się namęczyć, żeby obudzić mnie na kolację.
A na parapecie czekał już Dziadek. Spacerował tu i tam postukując pazurami i aż dziw, że tego stukania nie usłyszeli inni.
- Zaraz – szepnąłem cichutko – zaraz powinni zgasić światło.
To „zaraz ” trwało jednak dość długo, bo Wiewiór musiał opisać mi ze szczegółami swoją nowa protezę, Bastek pokazał mi nowa grę planszową, którą zrobił dla niego jego młodszy brat, a Szymek chwalił się wynikami badań.
Więc było już dość pózno, kiedy pozasypiali, a ja mogłem usiąść na grzbiecie sowy i wznieść się nad zasypiające miasto.
Na osiedlu, gdzie dawniej rządził niepodzielnie Cztery Paski panował spokój i cisza, na kajakarskiej przystani nie było nikogo, a srebrna tafla stawu lśniła w dole, jak pozostawione na trawie sreberko od czekolady.
- Lecimy nad staw ! – zawołałem, ale Dziadek pokręcił głową.
Trochę się rozczarowałem, bo miałem ochotę na kąpiel , ale widocznie Dziadek miał na ten wieczór inne plany.
Duży, ponury budynek, w pobliżu którego zatrzymaliśmy się otaczały duże, ponure stare drzewa.
Księżyc odbijał się w wąskich, podłużnych oknach i na mój gust, brakowało tutaj tylko ducha.
- W dzień jest tu trochę ładniej – powiedział Dziadek. – Tu właśnie ukrywam się za dnia.
W koronach drzew pohukiwały inne sowy, a w jednym w okien nagle mignęło coś białego
Dziadek rozpostarł skrzydła.
Wylądowaliśmy na parapecie dokładnie w chwili, gdy okno otworzyło się.
- Witaj – powiedział Dziadek.
- .Witaj – odpowiedział siwowłosy staruszek. Włosy miał srebrne i rozwichrzone, a na nosie okulary w drucianej ramce.
- Ukłoń się – Dziadek trącił dziobem moją stopę. – to mój wnuk, Wojtek.
Staruszek uścisnął moją dłoń i pomógł mi wejść do środka.
Pokój był duży, wypełniony starymi meblami, a na środku stal wielki stół z blatem, po którym światło księżyca ślizgało się jak woda.
Staruszek wyjął z szafy szachy i poprawił figury, które trochę się przesunęły.
Podczas, kiedy grali w milczeniu zwiedziłem cały pokój , obejrzałem wszystkie książki i wypróbowałem bujany fotel.
A kiedy zegar w jakimś odległym pomieszczeniu wybił północ Dziadek wstał i pożegnaliśmy się.
- Dziadku – zapytałem – co to za miejsce i kim był ten pan ?
Dziadek przysiadł na grubym, poskręcanym konarze.
- To jest dom spokojnej starości – powiedział. – Pełno tu różnych Dziadków i różnych Babć.
Spojrzałem na ciemne, wąskie okna domu.
- A...dlaczego tutaj są ? – zapytałem.
Dziadek zmrużył piękne, złote oczy.
- Jedni nie mają nikogo i nie chcą być sami... a drudzy...Cóż, po prostu zrobili się niepotrzebni.
- Jak stare zabawki ? – zapytałem, bo nie mogłem znalezć lepszego określenia.
- Jak stare zabawki – powiedział Dziadek.
Zrobiło mi się jakoś smutno i widocznie od tego smutku zrobiłem się cięższy, bo lot sowy stal się jakiś ociężały.
Dziadek z wyrazną ulgą wylądował na parapecie mojego okna.
Objąłem go mocno za szyję i wyszeptałem tam, gdzie według mnie powinno się znajdować sowie ucho, że jeśli chodzi o mnie, to zawsze ale to zawsze byłby mi potrzebny
I już miałem wrócić do łóżka , gdy nagle coś mi się przypomniało.
- Dziadku...a czar ?
Dziadek wsunął dziób pod skrzydło i podał mi nieduże piórko.
- Dzisiejszej nocy moc należy do ciebie – powiedział i odleciał na miękkich skrzydłach w kierunku parku otaczającego wysypisko niepotrzebnych Dziadków.
Ledwie zdążyłem wsunąć się pod kołdrę na salę wszedł Brodacz.
Podszedł do mojego łóżka i uśmiechnął się.
- Podobno pobiłeś nowy rekord ? – zapytał.
Przytaknąłem.
Brodacz usiadł na fotelu tuz przy moim łóżku i spojrzał na pióro, które obracałem w palcach,
- Prawdziwe sowie pióro – powiedział i połaskotał mnie po nosie
I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, coś we mnie pękło. Ukryłem twarz w zielonym fartuchu Brodacza i rozpłakałem się..
Ale nie płakałem nad sobą.
Płakałem nad tym wszystkim, co zobaczyłem , a co według mnie było nie tak.
- No, co się dzieje ? – zapytał Brodacz jakoś dziwnie nie po swojemu i wytarł mi twarz kawałkiem ligniny.
- Dlaczego to wszystko jest TAKIE ? – zapytałem przełykając łzy. – Cztery Paski, głupi dorośli...- zawahałem się – i Yul...
Brodacz przytulił mnie do siebie.
- Więc dowiedziałeś się...- powiedział, a ja skinąłem głową, bo nie mogłem już nic więcej powiedzieć.
Chwilę milczeliśmy, a potem Brodacz odsunął mnie od siebie i zobaczyłem łzy spływające po jego policzkach.
- Dorastasz, Wojtku – powiedział nie ocierając łez. – chcesz sprawić, żeby złe zamieniło się w dobre...Też byłem takim chłopcem. To boli, ale warto.
- Więc dlaczego...dlaczego, skoro pan był dobry...Yul...
Brodacz odetchnął głęboko.
- To nie ma nic do rzeczy – powiedział. – Oczywiście kiedyś wydawało mi się, że jestem nietykalny, i ja, i moi bliscy...Że świat nigdy nie wystawi mnie na próbę. Yul...Julek. Od tamtego czasu wiele razy myślałem, żeby odejść stąd, ale nie mogłem was zostawić.
- Nas ? – zapytałem.
Brodacz skinął głową,
- Was. To byłoby jak zdrada w stosunku do Julka. I dlatego jestem tutaj dalej. Postanowiłem o was walczyć w dalszym ciągu, bo zwyciężyć musi życie.
Wytarłem nos, ale głos mi drżał i rwał się.
- A jeżeli ja umrę ? – zapytałem.- Jeżeli umrze Bastek, Szymek albo Wiewiór ?
- Życie nie umiera – powiedział Brodacz. – Zawsze jest silniejsze niż śmierć.
Odetchnął jakby z ulgą i ukrył twarz w dłoniach.
Sięgnąłem po sowie pióro.
Delikatnie dotknąłem zielonego fartucha tuz na wysokości serca.
- Czar piątego pióra... – szepnąłem .
Brodacz wyprostował się i mocno przytulił mnie do siebie.
- Przepraszam – powiedział. – Nie powinienem był...
Chwyciłem jego suchą, ciepłą dłoń.
- Nie, nieprawda, - zawołałem i powiedziałem mu to, co kiedyś na jednym ze spacerów powiedział mi Dziadek – po co mamy obok siebie innych ludzi, bo nauka zabrała Brodaczowi na pewno tyle czasu, że nie miał kiedy się nad tym zastanowić....
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto cze 26, 2007 18:42

:placz: :placz: :placz: :placz: :placz:
Obrazek

Blusik

 
Posty: 3712
Od: Czw lut 22, 2007 22:29
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Wto cze 26, 2007 18:48

Piękna opowieść nie mogę doczekać się dalszego ciągu.
Zygmunt

Zygmunt Dziewoński

 
Posty: 15
Od: Śro sty 03, 2007 16:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto cze 26, 2007 19:15

Zupełnie na na temat :oops:, a nawiązując do "Skrzydłaka" - właśnie z okien domu widać przepiękną tęczę :) Zaraz pomyślałam o mojej Mrufce za TM i o Skrzydłaku, który na nią tam czekał. I o innych kotach, koteczkach, kociakach, które biegają po łące za TM.


Nie było mnie kilka dni i muszę nadrobić zaległości w czytaniu, bo widzę, że tu dzieje się coś ciekawego.

A Cacman w oryginale jest o wiele piękniejszy!!!!!!!!!!!!! W życiu nie widziałam tak pięknego KOta :)
ObrazekObrazekObrazek

bez44

 
Posty: 1178
Od: Wto sty 02, 2007 11:49
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto cze 26, 2007 19:17

Nie mogłam się oprzeć :oops:

Obrazek

Autorem jest TJ Johnson
Obrazek
tornado w Alabamie;P

Blond Tornado

 
Posty: 5322
Od: Pon cze 13, 2005 1:29
Lokalizacja: Poznań/ Birmingham

Post » Wto cze 26, 2007 19:23

Piekne, Caty :!:
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Wto cze 26, 2007 19:41

Cudne...
czytam i nie mogę sie nazachwycać...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Lifter, puszatek i 22 gości