Szłam ostatnio z córka do sklepu, drogę przeciął nam niesamowicie gruby, puchaty kotek. Dorwałam futrzaka, głaskam, a tu...
Kot miał jakby skrzydła, utworzone ze zlepionej, skłębionej sierści po obu stronach brzucha, i te "skrzydła" były doczepione tylko z przodu, reszta oderwana od prawie całkiem łysej skóry. Przez nie wydawał się byc taki gruby. Jak odchyliłam to coś, kot mnie ugryzł, pewnie go bolało. W ogóle był okropnie zaniedbany, cały pokluszczony i zmierzwiony

opłakany widok.
Doszłam do wniosku, że musi byc czyjś, pomimo skrajnego zaniedbania, bo to ufny, dający się brac na ręce kot, zreszta wyglądał jak rasowy (pers? tylko nie miał spłaszczonego pyszczka jak persy). Postawiłam go na chodniku, wskoczył do czyjegoś ogródka.
Niestety, jak wracałam ze sklepu, już go nie było
Żałuję, że nie rozpytałam w okolicy o tego kota, może Rydzyk już dziś miałby towarzystwo? A kotek zadbane futerko i pełny brzusio?