Hmmm...Nasz Cudny Kochany Grzywka chyba ma się dobrze. Wczoraj wracając z pracy spotkałam go na pobliskim trawniku jak z mozołem COŚ konsumował...Nie miałam śmiałości sprawdzić co to było i skąd to wziął, ale wyglądało na to, że pyszne chociaż...twardawe...Zagadałam do niego- nie uciekł, tylko spojrzał na mnie nie przerywając sobie jedzenia. No i na szyję też mi się nie rzucił...

Ale wreszcie miał normalne oczy, to znaczy źrenice miały normalną wiekość...I w ogóle jakiś taki duży mi się wydał. Wieczorem go nie widziałam, ale u mnie na balkonie praktycznie zawsze jest coś do jedzenia i woda, więc może przychodzić podjadać kiedy ja nie widzę. Dzisiaj chyba go nie było, bo połowa puszki wyschła na tacce i musiałam wyrzucić. On wcześniej też nie przychodził do mnie zbyt często, więc myślę, że wrócił w swoje rewiry. Oczywiście jak tylko spotkam - przekażę pozdrowienia, a może nawet uda mi się fotkę pyknąć, bo ostatnio latam do pracy z aparatem...
