Bylismy dzisiaj z Otylią u weta-okulisty.
Zeby umówić się na operację...
Pan doktor habilitowany popatrzył na kotke, wciagnał powietrze...(a ja szybko: " absolutnie nic nie usypiamy tylko leczymy"! ) ... i ze świstem wypuścił...
Po czym popatrzył na mnie jak na osobe niespełna rozumu, usmiechnał się jak do wariata i mówi : ale ja bym na pani miejscu skrócił temu kotu cierpienie.
Ufff...wiedziałam, ze nie bedzie łatwo
Z bulgocząca nosem Otylią wróciłam do domu. Czekamy na poprawę stanu zatok i górnych dróg oddechowych i wtedy umawiamy sie na zabieg.
Bo ja ,rzecz jasna, nie odpuściłam i kotka będzie operowana.
