Wątek nam przysnął, nuda, stagnacja - to tym razem Panna Pi postanowiła wprowadzić element sensacji
Wprowadziła dosłownie. Wczoraj była taka niewyraźna wieczorem, ale ja wróciłam do domu padnięta, wydawało mi się, że się czepiam.
No, ale rano obudził mnie odgłos ostrego pompowania. Pikasia rzygała na chodniku w przedpokoju. Poszła cała kolacja...
Zebrałam, dywanik zaprałam, położyłam się do łóżka. Nie minęło pół godziny, jak nastąpiła powtórka. Na kolejnym dywaniku. PO paru godzinach kolejny paw na dywanie w sypialni.
Biedne Pikasiątko było, śniadania oczywiście nie dostała, ale też nie bardzo chciała, bo Balbinie nawet nie próbowała podjadać. No i wyraźnie słabe miała samopoczucie, siedziała podparta na łapkach, balkon jej nie zainteresował, no a jak już olała ćmę by tajdzi, to decyzja zapadła. Nie chciałam, żeby dalej się odwadniała, a jutro mogłabym z nią pojechać najwcześniej po południu.
Powiozłam ją więc na Białobrzeską, na szczęście nie było kolejki, mała dostała kroplówę z odpowiednią wkładką i jedną kujdupcię. I muszę w tym miejscu ją pochwalić - była baaardzo grzeczna. Pani doktor powiedziała nawet, że została najgrzeczniejszym kotem dzisiejszego dyżuru
Na razie jest ok. Co prawda rzygnęła jeszcze pod wieczór, ale kłębem kłaków, i to chyba świeżych, bo strasznie się wylizywała po tyłku, gdzie była wbita igła. Popiła jeszcze troszkę wody, teraz dostała maciupka kolację dietetyczną. Ale widzę, że czuje się lepiej, biega, zaczepia Balbinę, drapie kanapę, ma apetyt. Oby tak dalej.
Ale jakby jaka ciotka zajrzała, do kciuki nie zaszkodzą
A dywaniki się suszą
