


Otworzyłam nowy temat, nazwałam go, wkleiłam zdjęcia kotki i... zupełnie nie wiedziałam, co dalej. Bo tę kotkę zna masa forumowiczów. To ta sama dziewczynka, która siedzi sobie grzecznie w klatce w jednej bardzo nam bliskiej przychodni weterynaryjnej.
Mam jednak nadzieję, że nasz wątek odwiedzą również inne osoby, dlatego opiszę losy Mrautyldy.
Trafiła do naszej wetki z bardzo chorą łapką. Przyniosły ją dzieci. Kiedy zaraz po jej pojawieniu się zapytałam Panią Doktor o stan kocinki, Doktorka wspomniała nawet o amputacji. Ale leczyła, jak zwykle wykorzystywała wszystkie znane sobie sposoby i metody, żeby uratować kotkową łapkę. Ostatnio cudem łapka się zagoiła.
Jak się mieszka u Dużej w zielonym, to jest się najzdrowszym kotem świata

Ale klatka, nawet w takim cudownym miejscu nie jest dobrym rozwiązaniem. Mrautylda wpadła w depresję, jest nielubiana przez inne koty, cierpi w zamknięciu i boi się innych kociastych.
A jak na złość, chociaż Pani Doktor znalazła już domki dla masy wykurowanych przez siebie zwierzaków, tu jakby się zaklęło. Sama zaoferowałam, że założę jej wątek, Magija wstawia ogłoszenia.
Poczułam się odpowiedzialna za pomoc Pani Doktor. Właśnie dlatego, że ciągle widziałam u niej jakąś psią albo kocią bidę przygarniętą, żeby pomóc, wyleczyć, uratować życie. Właśnie dlatego, że dostaję od Pani Doktor bardzo zaangażowaną pomoc bez względu na to, czy przywożę rozwydrzonego dzikuska ze świerzbem i KK czy swoje Szczypiorki.
I nie jestem odosobniona. Moje słowa potwierdzi cała masa forumowiczek odwiedzających przychodnię przy ul. Przybyszewskiego ze swoimi ukochanymi pupilami.
Mrautylda jest zdrowa i może już iść do swojego domku. Na to miejsce czekają inne biedne, chore zwierzaki.
Ze względu na kondycję psychiczną Mrautyldy, musimy znaleźć domek, w którym będzie ona jedynakiem.
Kto mi pomoże znaleźć dom dla ślicznej koteczki?