wczoraj zaniosłam ulotki o szczurach i kotach do karmicielki.
z przodu domu nadal są karmione kotka z martwym okiem i biało-szary kocur. karmią je trzy osoby, w tym jedna pani, która znosi im jednorazowe miseczki i suchą karmę + wodę. administrator znowu rzucał w te koty kamieniami.
za domem widziałam Aramisa:
i kotkę z czarnym pyszczkiem i białą kreską przez środek pyszczka:
Karmicielka opowiedziała mi, że w bramie obok jest taka pani, która jest chyba profesorem z Akademii Rolniczej, i ona tez dokarmia koty, i ma dla nich nawet specjalne okienko w piwnicy, gdzie one sobie wchodzą i śpią; i poleciła mi się tam przejść i zobaczyć. więc poszłam.
wyobraźcie sobie, że jeszcze nie widziałam tylu kotów w jednym miejscu
gdy weszłam do bramy zobaczyłam jednego do którego zawołałam "kici-kici" i wtedy ze wszystkich stron zaczęły zeskakiwać koty
na dużym parkingu za domem zobaczyłam leżące na betonie kocię, więc podeszłam, ale kocię uciekło. za chwilkę z krzaków wyszło kolejne, za którym pojawiła się sycząca mamusia, i jeszcze jeden maluch, który miał oczy zupełnie zapełnione ropą. udało mi się złapać kotka whiskasowego, który trafił z kociakami z Sołacza do lecznicy pod wieżą telewizyjną, ale nie wiem co mam zrobić z pozostałymi dwoma. zabrać je do leczenia? zostawić z matką?
co mam robić?
poza tym, postanowiłam napisać do TOZ-u, żeby jakoś postraszyli tego faceta, co rzuca kamieniami, albo żeby zrobili cokolwiek, bo ja sama nie jestem w stanie sobie z tym poradzić.