Wczoraj napisałam obszerne sprawozdanie z dłuuugiej wizyty w Kundelku i wreszcie mnie wyrzuciło. Już byłam zbyt zmęczona, żeby powtarzać, więc opisuję dzisiaj.
Wczoraj lało jak z cebra, ale już od bramy usłuszałam kocert powitalny przygotowany przez koteczki. Była to raczej Wielka Improwizacja, bo każdy śpiewał swoje miau we własnej tonacji, przepychając się jednocześnie do siatki wybiegu. Lekki niepokój, że Kotleciki głodne, ale nie powiem- mile głaszcze po sercu takie owacyjne powitanie
Na zdjęciu kiepsko widać, ale wyglądało to mniej więcej tak:
Potem był tradycyjny poczęstunek- indycze serduszka i kozie mleczko na deser:
A potem pięknie zaświeciło słoneczko i był czas na mizianki i sjestę:


Weteranek z wielkim apetytem pochłonął słoiczek gerberka z kurczakiem, który właściwie był przeznaczony dla niemowlaczków. Ale bardzo się cieszę, że mu smakował. A potem upchnął się w szafie ze swoim nowym kolegą Milusiem, który stracił opiekunów w bardzo tragicznych okolicznościach. To niezwykłe, z jaką czułością Weteran się nim zaopiekował, chociaż to kocurek, i to dorosły i dorodny.


Całe towarzystwo ucięło sobie drzemkę, tylko młodzież jak zwykle niezmordowana.
Mufka pozowała jak prawdziwa Gwiazda:



Klementynka z wdziękiem ćwiczyła aerobik na gałęzi, a Filonek dzielnie jej sekundował:


Cudne, wyleczone oczy Fila:
...i cudne oczy Klementynki:
Charliś się nie dał sfotografować, bo cały czas się pchał na ręce:
A dostojny Akuku patrzył na małego jak na głupka:
