Pańcia nic nam nie kupiła na Dzień Dziecka

Ale to nie jej wina, tylko Psota. Z tymi chłopakami same problemy!!! Kazał mu Doctorro jeść tę furiaginę, ale on na nią nie reagował, tylko czuł się coraz gorzej. No to w piątek Doctorro przyjechał i mu dał zastrzyk z witaminy B-ileś tam i jakiegoś strasznie mocnego babidiotyku. I napisał receptę na inny babidiotyk, strasznie mocny (sam powiedział, że rzadko go zapisuje, tylko wtedy, jak nic innego nie pomaga). Pańcia go wykupiła i od soboty go daje Psotusiowi co 12 godz. A ten drań w sobotę urządził strajk głodowy. Więc Doctorro przyjechał znów w sobotę, żeby go skłuć. Psot tak się tym zdenerwował, że chciał obsiusiać Doctorro, tylko że Pańcia tak go odwróciła, że tylko podłogę obsikał. Doctorro z tego nawet zadowolony był (dziwny jakiś, no nie?), bo mówił, że dzięki temu jakiś mocz może paskiem zbadać. Po pierwsze - co to jest ten mocz? I jak można go badać paskiem, skoro paski to zabawki??? No ale Doctorro wyciągnął jakąś tam karteczkę, umoczył ją w tych Psotusiowych siuśkach, pooglądał ją (głupi chyba, nie? Co może być ciekawego w obsikanym papierku?) i powiedział, że jest całkiem dobrze, tylko ciut cukru w tych siuśkach. Dał następny zastrzyk. A wczoraj Psot cały dzień leżał, tylko trochę jadł, jak mu Pańcia pod nos podsuwała. I wieczorem Doctorro znów był, pokłuł go i powiedział, że będzie o niego walczyć. Ciekawe z kim? A dziś rano Psot już dobrowolnie poszedł do kuchni i coś tam zjadł. Nawet suche próbował. No to Pańcia wreszcie się lekko uśmiechnęła, bo do tej pory to chodziła strasznie smutna.