Wczoraj wieczorem przywoziłam z lecznicy Kizię, mamę piwnicznych kociaków z wątku na Kociarni. Kizia pomimo traumatycznych przeżyć i pobytu w lecznicowej klatce ma się dobrze, gdy wypuściliśmy ją w znajomej piwnicy, z podniesionym ogonkiem poszła zwiedzać znajome kąty, a później zaczęła z apetytem jeść przygotowaną dla niej karmę karmę.
Miałyśmy jeszcze namierzac się na dwa maluchy.
Niestety, nie było ich w komórce. Oglądałam rupieciarnię przyświecając sobie latarką, nie chciałam wchodzić głębiej, dużo tam cięzkich sprzętów (maszyn) - nie chciałam, by coś przypadkiem spadło na kociaki (jeżeli były by tam)
Podobno są malutkie.
Z tego co słyszałam maluchy są szarotkowato-bure
Przed moim przyjazdem podobno bawily się przed komórką
Będę probowac dziś. Mam wolne przedpołudnie...
Oczywiście, cały czas ogromnie liczę na pomoc DT.
Myślę, że mogę już napisać, że Beliowen wstępnie obiecała pomoc dla dwoch, nie dzikich kociaków
Ja wezmę je na kilka dni do łazienki.
Już moja głowa, by przestały być dzikie
Niestety, dłużej nie mogę ich sama zatrzymać.
U mnie tymczasowe Tri i Bi wciąż leczą grzyba....
Szarotki mogły by być narażone...