
*czas przeszły użyty nie bez kozery, ślinianka znów urosła, na szczęście apetyt i humor są dalej
Natomiast jako że zaobserwowano tasiemca



Z Hokiem poszło jeszcze "jak cię mogę": chwyt za kark, zręczny wrzut, zamknięcie paszczy, łyk, w międzyczasie rozpaczliwe miotanie się - wlazło.
Z Krykietem - ooo, to była inna historia. Oszczędzę Wam opisów tych zabiegów, jakie były konieczne - oraz strat w ludziach


Zupełnie bez wiary w siebie zabrałyśmy fiolkę z tabletkami do domu...
(BTW, Mruf też była u Pani Doc, relacja na naszym wątku jak nie padnę)
Duże koty zostały odrobaczone dziś przy niejakich walkach ze strony młodzieży, ale udało się.
Zabrałyśmy się za dzieciaki.
Hokej walczył. Mumijka zawinięta w ręcznik i twardo trzymana za kark wypluła tabletkę ze dwa razy - no ale w końcu poszło, przy wtórze naszych nerów i wiązek


Krykiet? Powiem tak. Po pół godzinie, pogryziona, zostawiłam podrapaną Tanitę w domu, zapakowałam Kryka w transporter i pojechałam do lecznicy. Doktorowi J. udało się za drugim podejściem.
Jutro jedziemy do lecznicy od razu. Szkoda naszych nerwów. I oby odrobaczenie posżło w zapomnienie na długo

Mam nadzieję, ze Krowy nam to wybaczą - uczłowieczyli się już tak ślicznie, ze baaardzo byłoby szkoda, gdyby byli pamiętliwi

I za domki...
A tutaj taka mała sugestia:

o, tu: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=2243423#2243423


