Dzisiaj rano przeżyłam chwile grozy.
Haker obudził mnie o 4 rano pięknym koncertem na dwie żaluzje

.
Dla własnego sumienia poleżałam do 5.15. Potem z bólem serca zwlokłam się do kuchni. Dałam jeść kociastym.
Po namyśle jak rozpocząć taki piękny dzień postanowiłam nałozyc farbe na włosy.
Spokojne zdążę przed praca.
Tak tez uczyniłam.
W tym czasie tez wstał mój ślubny i otworzył ( wrzeszczącym kotom) balkon.
Nałożyłam farbę i szukam Hakera.
Balkon pusty.
Duży pokój - Pysia śpi na kanapie, brak Hakera.
Sypialna pusta.
Kuchnia brak kota.
Gabinet - TŻ siedzi i pracuje - Hakera nie ma.
Pokój Agi - ma zamknięte drzwi i śpi smacznie - nie ma Hakera.
Serce wali - lecę na balkon sprawdzam siatkę - cała.
Biegam po domu i wołam Haker, Hakre.
TŻ chodzi za mną i tez woła, zagląda do naszego łóżka.
Sprawdza pod szafami itp.
Nie ma Hakera.
Po 10 min pojawia się zaspany Haker i z obrażona mina kładzie się na fotelu. Jego wzrok mówi - co to kotu pospać nie dajecie, przecież ja nie spałem pól nocy.
Gdzie on się schował to pozostanie jego tajemnicą.