» Czw maja 24, 2007 22:11
Ciocia...
A co, kociaku ?
A kto to jest Franciszek ?
Święty.
A co to święty ?
To...Ano, posłuchaj.
… Pewnego upalnego wieczoru Bóg i święty Franciszek siedzieli sobie pod jabłonią i słuchali jak śpiewa słowik – bo to był wieczór majowy.
Biedny Franciszek powiesił aureolę na gałęzi i zdjął sandały, a Bóg bawił się z kotem łodygą trawy. Z daleka dobiegały anielskie śpiewy, a Ziemia powoli zapadała w sen.
- Przeszedłbym się na dół – powiedział Franciszek. – zobaczyłbym jak się dzisiaj żyje ludziom i zwierzętom.
Pan Bóg sceptycznie pokiwał głową, ale nic nie powiedział.
- Na dzień, dwa – dodał Franciszek. – za Bożym zezwoleniem, rzecz jasna.
- Jak sobie życzysz, mój Franciszku – powiedział Bóg i poklepał świętego po ramieniu – Chcesz, pójdziesz, ale boję się, że mocno się rozczarujesz.
Siedzieli jeszcze jakiś czas, aż w końcu Franciszek wstał, żeby przygotować się do podróży, bo postanowił, że wyruszy z samego rana. Zdrzemnął się jeszcze trochę, z głową na obłoku, a kiedy pierwsze promienie słońca zajrzały do ogrodu wstał i zaśpiewał Pieśń Poranną, a do jego śpiewu dołączyły ptaki.
Ubrał na siebie, co popadło, bo nigdy nie dbał o odzienie, aureolę zawiązał w węzełek, zabrał bochenek rajskiego chleba i butelkę wody i podarł drzwi domu kołkiem. A jako, że po drodze rozmawiał z przyjaciółmi, którzy wyszli, by go pożegnać, to na ziemię dotarł dopiero w południe.
Rozejrzał się dookoła i zobaczył, że stoi pośrodku parku, w którym bawią się dzieci.
Usiadł na ławce i pokazał jednemu z chłopców jak zrobić gwizdek z łodyżki mlecza. Drugiemu zrobił łódkę z łupiny orzecha z żaglem z brzozowego liści i już mieli pójść nad staw, aby wysłać ją w pierwszy rejs, gdy nagle nad Franciszkiem pojawił się policjant.
- A pan co tu robi? – zapytał i spojrzał na Franciszka z góry. – Dokumenty poproszę.!
Franciszek pokazał na ławkę, gdzie zostawił swój tobołek, a policjant pogroził mu palcem.
Franciszek rozwiązał węzełek, ubrał na głowę aureolę i stał się niewidzialny.
Policjant przetarł oczy i parę razy dmuchnął w gwizdek.
Razem z trzema kolegami przeszukali cały park, ale nigdzie nie znaleźli podejrzanego staruszka.
Jedynie policyjny pies wywąchał go skulonego pod krzakiem akacji, ale, jak to pies wiedział kogo ma przed sobą, więc tylko się uśmiechnął, pomachał ogonem i dla pewności poprowadził policjantów w przeciwnym kierunku.
Franciszek wyszedł z ukrycia dopiero późnym popołudniem, kiedy z parku poznikały dzieci, ale ławka, którą sobie upodobał była już zajęta przez grupkę ludzi, którzy pili coś z butelek i głośno się kłócili. Na widok Franciszka przycichli nieco i jeden z nich podszedł do świętego, zabrał mu tobołek i przeszukał go.
Aureola, rzecz jasna, go nie zainteresowała, za to pociągnął z butelki spory łyk…
- Woda! Tfu! – skrzywił się, ale podał butelkę towarzyszą.
Próbowali po kolei i nagle stało się coś dziwnego – padli przed Franciszkiem na kolana, żałując za grzechy – bo to była woda z raju, ze studni samego Boga. Zaś Franciszek uśmiechnął się i kazał im odejść do domów, a w usta każdego włożył pieśń chwalącą Pana i wszelkie Stworzenie. Wtedy usiadł na ławce, uszczknął kawałek chleba i popił go wodą.
Kiedy chował do tobołka butelkę na ścieżce zachrzęścił żwir i nagle jak spod ziemi przed Franciszkiem wyrósł policyjny pies.
- Potrzebuję pomocy – powiedział, a Franciszek wstał bez słowa z ławki i pobiegł za psem.
Pies poprowadził go nad staw. Na brzegu stała grupa wyrostków i rzucała kamieniami w coś, co rozpaczliwie próbowało utrzymać się na powierzchni.
- Przestańcie – zawołał Franciszek, ale w odpowiedzi usłyszał takie słowa, jakie nie powinny pojawiać się w bajkach dla dzieci.
Kiedy wszedł do wody, aby wyciągnąć tonącego kota, jeden z kamieni boleśnie uderzył go w głowę.
- Dostał, dostał! – zarechotali chłopcy. Zaś Franciszek owinął drżące zwierzątko koszulą i wyszedł na brzeg.
A tuż za chłopcami pojawił się pokazując zęby pies.
- Wieczorem zaczynam pracę po godzinach – poinformował Franciszka.
Dla chuliganów było to jednak tylko warczenie, więc rzucili się do ucieczki, ale jednego z nich pies uchwycił za spodnie i przewrócił na ziemię.
Franciszek położył kota na trawie i pochylił się nad chłopcem.
- Mam czas tylko do jutra – powiedział najgroźniej jak umiał – i do jutra nauczę cię, że zwierzęta wcale nie są różne od ludzi.
Zaświecił mu w oczy aureolą i chłopiec nagle zaczął pokrywać się sierścią. Jego dłonie zamieniły się w kocie łapy, z policzków wyrosły mu wąsy, a oczy zrobiły się okrągłe i zielone.
- Do jutra wieczorem będziesz bezdomnym kotem w parku – rzekł Franciszek.
Pies policyjny parsknął śmiechem widząc jak chłopak niezdarnie drapie się za uchem.
- No to do jutra – powiedział Franciszek i razem z psem zniknął w mroku.
Noc, którą spędził w parku zamieniony w kota chuligan, była najgorszą nocą w jego życiu.
Najpierw przegonił go stary, wytrawny kocur, twierdząc, że to terytorium należy do niego.
Potem musiał uciekać na drzewo przed dwoma psami, i na gałęzi został go ulewny deszcz, więc kiedy zszedł na dół, był równie mokry jak kot, którego wieczorem wrzucił do stawu.
Rano poczuł głód, ale tego dnia staruszka, która dokarmiała parkowe koty miała poranną wizytę u lekarza i podczas gdy inne koty polowały na myszy siedział z boku i oblizywał się.
- Nawet sobie nie wyobrażaj, że się z tobą podzielimy – powiedział jakiś koci wyrostek.
- Nie mów z pełną buzią – ofuknęła go starsza kotka.. –A ty – zwróciła się do chłopca – może wreszcie coś zrozumiesz.
Chłopiec powlókł się przez trawnik, aby schronić się przed upałem na klombie, ale tam to miejsce było zajęte przez matkę z gromadką dzieci.
- Odejdź – prychnęła matka – A wy – zwróciła się do dzieci – nie bawcie się z nim.
Z kleszczami na uszach, pustym brzuchem i zamętem w głowie chłopiec skulił się pod ławką i zasnął.
Sen, który mu się przyśnił był wyjątkowo miły – razem z kolegami zajadał pizzę w McDonaldzie.
Jej zapach unosił się dookoła nawet wtedy, gdy chłopiec otworzył oczy. Na ławce siedziało jego trzech kolegów i jedli pizzę z papierowych talerzy. Chłopiec w jednej chwili zapomniał, że jest kotem wyskoczył spod ławki i wydawało mu się że wrzasnął;
- Cze, ziomale! – ale z jego pyszczka wydobył się jedynie głośny miauk.
W tej samej chwili czyjeś ręce chwyciły go za kark.
- Ale szpetny futrzak ! – wrzasnął Buła, kolega zza ściany.
- Wykąpać pchlarza! – dodał Zbychu, kolega ze szkolnej ławki.
- Do wody sierściucha! – krzyknął Bobek, repetent, który od roku musiał się golić.
Serce stanęło chłopcu w gardle. Rozpaczliwie wzywając pomocy przeleciał kilka metrów w powietrzu i …
Czyjeś ręce pochwyciły go, zanim dotknął powierzchni wody.
Był to rzecz jasna Franciszek, którego dobre serce nie pozwoliło mu dokończyć kary. Kiedy wyszli na brzeg i stanęli przed Bułą, Bobkiem i Zbychem chłopiec nagle poczuł, że odzyskuje swoją postać. Przemianę śledziły otwarte ze strachu oczy kolegów.
- O rany – jęknął Zbychu, a Bobek i Buła aż usiedli na ziemi.
- Jak pan to zrobił? – wykrztusił chłopak, ale Franciszek tylko się uśmiechnął.
- Nieważne – powiedział – Ważne, czy się czegoś nauczyłeś.
Wieczorem Franciszek wyruszył w powrotną drogę odprowadzany przez policyjnego psa i parkowe koty.
- Mamo, kolacja – zawołało nagle jedno z kociąt, a matka zamrugała oczyma z niedowierzania.
Bowiem tuż za staruszką karmicielką, alejką sunęły cztery postacie niosąc papierowe tacki.
- Bywajcie zdrowi – powiedział Franciszek i zniknął.
A Bóg, który obserwował wszystko przez dziurę w obłoku uśmiechnął się i zrobił miejsce pod jabłonią…

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!