Pewnie że imię śliczne ale i tak częsciej jest: psotą, kocillą, piorunkiem, łobuzem, i jak wczoraj powiedział TŻ "AUUUU!!!" (tak się nazywa jak nagle poluje na stopy ). Wieczorem postaram się wrzucić fotki małej szlejącej z zabawkami.
Oj żebym ja tak miała dobę o kilka godzin dłuższą to może i na wrzucanie fotek starczyłoby czasu. Ale już nadrabiam i wstawiam fotki przedstawiające Sońkę podczas wielkiego szaleństwa. Niczym piesek uwielbia biegać za rzuconą kulką (z czegokolwiek) więc dostała małą piłeczkę przypominającą tenisową. Najpierw rzuca się w pościg nie wyrabiając na zakrętach (nawet abs nie działa ), potem morduje zawzięcie . Ponieważ przez 8-9 godzin nie ma nas w domu więc mała dostała w prezencie kilka zabawek - oczywiście i tak najlepsze są zgniecione kulki papieru.
Kanapa od początku została uznana za jeden wielki drapak i tym sposobem psotulec wdrapuje sie na nią z każdej możliwej strony a oparcie służy do ćwiczenia balansowania Żebyśmy nie wiem jak się starali zapewnić jej rozrywkę to krwiożercza istota morduje nieustępliwie nasze nogi i ręce. Najbardziej ochoczo zabiera się do tego ok. godziny 5.00 rano kiedy to staramy się jeszcze pospać a naszym kończynom zdarza się wystawać spod kołdry.
Ostatnio edytowano Pt maja 18, 2007 21:07 przez bunkowa, łącznie edytowano 1 raz
Chybabyś się tak nie cieszyła gdybyś znalazła się na moim miejscu w takiej chwili Ząbki i pazury ma niesamowicie ostre i nawet przez gruby wełniany koc można je poczuć. Chyba na najbliższej wizycie u weta czeka ją manicure
Ja dobrze wiem co to znaczy - nie zapominaj, że miałam takie dwie bestie u siebie. I to Sonia była tą mniej drapieżną, jej siostra była pod tym względem znacznie gorsza Jak wchodziłam do łazienki, to następował natychmiastowy atak i zaraz dwie koty wisiały mi na nogach. Pół biedy, jeśli miałam dżinsy. Ale przy cieńszych spodniach, albo gołych łydkach...
Są chwile, kiedy brak ludożerców daje się boleśnie odczuć. Alfons Allais
No właśnie. Jak szykowałam jej kurczaka stojąc przy zlewie to mała potraktowała mnie jak drzewo do wspinaczki i wtarabaniła się na górę - niestety byłam w bardzo cienkich spodniach O zasłonach lepiej nie wspominać bo ćwiczy na nich gorliwie skutkiem czego już są mocno na dole pozaciągane
Wczoraj nasza kocina miała napady wilczego apetytu i jadła, jadła, jadła i jeszcze raz jadła (zawsze ma swoje chrupki rc w misce). Opchała się suchym - podchodziła 3 razy w bardzo krótkich odstępach i doprawiła Bieluchem, który nieopatrznie wystawiłam. Skończyło się efektem wielkiej piłki - nasz Sońka stała się "pękata". Aż się bałam, że się pochoruje i już sobie obiecywałam, że wprowadzimy karmienie w określonych godzinach i ilościach. Małej nic się jednak nie stało, pół dnia przespała rozłożona na ulubionym kocu. Jak już się obudziła i zaczęła leniwie przechadzać się po mieszkaniu postanowiliśmy przypomnieć jej że istnieje coś takiego jak szelki. Problem był o tyle, że Sonia potraktowała to jak zabawę z nią i trochę się wierciła prz zapinaniu. Poza tym wcale nie zrobiło to na niej wrażenia. Połaziła trochę, poskakała (ale umiarkowanie bo brzuch nie pozwalał na więcej) i znów poszła spać.
Wczoraj mój TŻ w końcu zabrał się do spełniania obietnicy danej w pierwszym dniu pobytu Sońki a mianowicie zrobienia drapaka. Posłużyła temu tekturowa rura po folii i sizalowy sznurek od snopowiązałki, który od lat wisiał w garażu moich rodziców. Ponieważ sznurek był potwornie zakurzony mój mężczyzna zabrał się do tego na balkonie. Towarzyszyła mu dzielnie Sonia (no dzielnie to może jednak przesada bo strachulec z niej straszny i każdy hałas, ruch w jej pobliżu potrafi ją wystraszyć).
To właściwie była jej pierwsza wizyta na balkonie bo on niestety ciągle jeszcze nie zabezpieczony . Na wypadek głupich pomysłów kota tudzież spłoszenia założyliśmy małej szelki dzięki czemu była pod kontrolą.
Sznurek stanowił całkiem niezły obiekt zainteresowania i mój mężulek miał pomocnika A oto efekt pracy - pierwszy drapak Sońki. Problem jest tylko z mocowaniem bo nie bardzo jest gdzie go zamontować. Ale postaramy się coś wymyśleć.