Ojej ile odwiedzin
Siean, Karolka, Greta, Monisek - grupowo dziękuję za kciuki i za zaglądanie i podtrzymywanie wątku:)
Wyprawę będę dłuuugo pamiętać
O mało co a nie wyschłabym na wiór na tych polach...
Gorąc dzisiaj był
(a ja stwierdziłam że buteleczka wody to już za duży ciężar będzie, bo miałam co dziwigać
)
Więc szłam, momentami pełzłam

ale na tym się skonczyło...
Podróż musiała trwać równe 2godz w jedną stronę...
Wykrakałam we wcześniejszym poście i czekałam pół godziny na przystanku, bo mi autobus uciekł sprzed nosa...
A jak by tego było mało to pojechałam w nie te strone co trza
Ach ta orientacja

- ale czego tu sie spodziewać jak nawet nie umiem wyliźć z bazarku
Dojechawszy do Białołęki
przeszłam od autobusu przez "osiedle" -> czty. pola
do tramwaju - to spory odcinek drogi - kilka uliczek
Zahaczyłam o most (tam była wielka woda

brrrrr:? ) i powiesiłam ogłoszenie (na przystanku też)
Żywej duszy nie spotkałam... ni martwej...
Chyba za duszno było i wszyscy w klimatyzowanych domkach siedzieli...
Ani jednego ogonka nie spotkałam
Tylko WIELKIE psy - całe szczęćcie za ogrodzeniami - które miały mord w oczach
Pozaśmiecałam (w słusznym celu

) Naszą Planetę ulotkami
Ile sie dało rozrzuciłam i pozwoliłam dalej działać wiatru
Karteczki rozeszły sie po polach
Dużo dzieciaków tam mieszka, więc liczę na ich ciekawość
Oczywiście dzisiejszą niewątpliwą atrakcją była miaucząco-szczekająca torba
Panowie strażnicy, z licznych hal i hurtowni, miałam dziwne wrażenie, że chcą odnaleźć to "stado dzikich zwerzów", które tak hałasuje przy mnie
Nie zadziałało tak jak bym tego chciała...
A w każdym razie żaden kot nie wyleciał się przywitać
Natomiast niech żyją zdjęcia z satelity, ponieważ tylko dzięki temu udało mi sie
(chyba) namierzyć "ten" dom...
Dom z czerwonym dachem...
Gigant nie dom
Tam wogole nie ma czegoś takiego jak tabliczka z nazwą ulicy i numerem!
Nie miałam odwagi nic więcej zrobić aniżeli pororzucać tam większą ilość ulotek

- gdybym miała pewność lub choćby to "prawie na pewno" to bym może próbowała czegoś więcej...
Zaglądałam w okna
ale żadnego kota nie było
Postałam tam chwilę (całe przejście trwało ze 40min) i poszczekałam dyktafonem
Idąc do tramwaju cały czas oglądałam sie za siebie...
A nóż bym coś "białego" ze streczącym ogonkiem lecącego w moją stronę zobaczyła...
I tak to...
Muszę czekać na ewentualny odzew z ulotek
I w razie czego zbierać siły na kolejną wyprawę
Pozdrawiam
A. +K.
EDIT: PS. To jeden z tych domów z prawej kolo drogi (dwa mają czerwone dachy

) + p o l a

z jednej a hale z drugiej (poprzedzone polami

)
http://upload.miau.pl/3/10322.jpg