Amiko, no trudno. Dziękuję Ci za dobre chęci. Pamiętaj o nas.
Nic na siłę, jak mawiają... a zresztą - problemy trochę narastają
Byliśmy na Białobrzeskiej. Jechałyśmy autobusem, dziewczyny wzbudzały zachwyt. Może trzeba było rozdawać wizytówki? Pani w lecznicy wzięła mój numer, podobno znajoma szuka kociczki, domek niewychodzący.
Niestety, są i nienajlepsze wieści.
Grzybobranie na całego. Od dziś gryzeofluwina przez trzy tygodnie, plus hepatil osłonowo na wątrobę.
A moje dziewczyny mam obserwować. Na wzmocnienie - Echinacea.
No i gdzie nie spojrzeć czają się kolejne ewentualne tymczasy

... przy okazji, wracając z Bialobrzeskiej wizytowałam rodziców męża -
No i znow mamy kocięta na Rakowcu. Powtórka z rozrywki, co prawda w sąsiednim bloku... ale zawsze.
Miałam aparat, są foty.
Mąż miękł z tymczasami... no bo przecież to jego ziomale.
Ale co z tym grzybem?
Jak poleci po wszystkich kociętach... Nie wolno łączyć miotów.
Biję się z myślami.
Dzis wyślę mail do domku wstępnie zdecydowanego na Trikolorkę, objaśnię, jak wygląda sytuacja.
Ale w domku jest pies i kot.
Dr Cetnarowicz też odradza przekazanie malucha.
Jeżeli o mnie chodzi to dziewczynki mogłyby zostać u mnie do konca świata, ale przecież czekają inne kociaki.