Piwo wypiłam, bo wina to nie miałam bardzo z kim. Cieszę się bardzo, że jak dotychczas kuracja okazała się skuteczna i mało szkodliwa (bo właściwie poza leciutkim przerostem dziąseł, który opanowaliśmy, nic sie nie działo). Często weci niechętnie sięgają po nowinki (u kotów w Polsce to nowość), których nigdy nie stosowali. Na szczęście zenkowa wetka była na konferencjach dermatologicznych gdzie mówiono i o cyklosporynie. Do tego stosowała ją u psów. Kiedyś napisałam też na forum krakvetu i doktor Orzeł twierdził, że by spróbował w sytuacji mojego kota. Znalazłam sporo informacji (anglojęzycznych) w sieci ale zawsze procedura jest taka, że zaczyna się od sterydów, leków antyhistaminowych, psychotropów, wspomagaczy typu nienasycne kwasy tłuszczowe a jak już to nie pomaga to się wytacza ciężkie działa. Cyklosporyna to jeszcze nie jest koniec możliwości (jest jeszcze kilka leków nowej generacji) ale jest w kocim przypadku (dawkowanie na kilogram wagi) cenowo dostępna.
Aby nie było tak różowo to ta ryża kupa futra (ma go tyle, że się trudno dogrzebać do skóry - lekarki były w szoku, bo jest zdecydowanie bardziej puchaty niż przeciętny "europejski" kot) znowu dzisiaj mnie budziła po 4-tej. To budzenie pełne miłości (do pełnej miski

), gruchania, mrauczenia ale ja chcę spać.