Noc przetrwaliśmy, acz ciężko bywało.
Mały co dwie godziny urządzał straszne awantury i próbował wydostać się z pokoju. Pokój zresztą do cna zdemolował (a ja goopia myślałam, że zabezpieczyłam wszystko w miarę porządnie

) Wszystko pozrzucane i połamane. A przecież teraz jesteśmy już w pracy a on będzie siedział sam do naszego powrotu

Mam nadzieję, że w ogóle bedziemy mieli gdzie wrócić
Ale o czym to ja...aha. Więc, tak jak pisałam, kocio awanturował się jak diabli i chciał wyleźć z pokoju. Kiedy wstawałam do niego (jakieś 177 razy

) ewakuował się na szafę strasznie przy tym złorzecząc. Raz nawet spróbowałam go zdjąć, ale mnie ugryzł, więc dałam spokój.
Rano dałam mu coś do jedzenia i wymieniłam wodę. Kolacja nie ruszona, ale w kuwecie było ogromne sioo, więc nie jest najgorzej.
Lolka nawet nie specjalnie przejeta gościem, tylko jak Tymczas dobijał się w nocy do drzwi to latała tam i obserwowała sytuacje. Wczoraj przy powitaniu przez kratki transportera było kilka ostrzegawczych syków. Pogłębianie znajomości kotów na razie sobie darujemy, tym bardziej, że dwa na szafie się nie zmieszczą
Oj, coś mi mówi, że będzie się działo
