Wczoraj spędziłam prawie cały dzień z kociakami
Najpierw przeżyłam szok ze stresem bo nie było kociaków tam gdzie zawsze były czyli pod stolikiem... Przeszukałam całą piwnicę ale nigdzie ich nie było:| Już myślałam, że Kizia je gdzieś wyniosła ;/ Ale wtedy szara główka wynóżyła się zza lodówki

Przeniosły się kociaki

A za szarym łebkiem reszta wyszła

No i zaczęły się bawić
Nie byłabym sobą, gdybym ich nie obmacała ;D Wziełam najpierw łaciatego-troche pomiziałam, pogłaskałam a tu nagle coś mnie ciągnie za nogawkę... Szarotka zaczął się po mnie wspinać ;D Taaak... Zaczęły ćwiczyć wspinanie... ;> No to odłożyłam Kluche Łaciatą i wziełam tygryska ;D To słodziutki kociak... ehh... I zaraz przyszły dwie czarne kulki... Tzn. Jeden siedział daleko ale jak zobaczył że głaszcze kociaki to sie przyturlał

Ten jeden jakiś osowiały jest

Ale wziełam go na ręce ... zaczęłam głaskać a on położył się na pleckach i wystawił brzusio do głaskania

Słodziaki
Wypuściłam go bo zaczął się po pewnym czasie denerwować i wszystkie cztery zaczęły się bawić... Oczywiście Szarotka atakował i zaczepiał wszystkich ;D Łącznie ze mna

Śmiesznie się skradają... A jak wpadną do miski z wodą to uciekają na drugi koniec pokoju

Martwie się o tego jednego kociaka... Woli usiąść daleko od swojego rodzeństwa i tylko się przygląda... Wtedy wygląda jak taka mała czarna sówka...
Zauważyłam, że te czarne kulki nie są do końca czarne... Mają takie przebłyski rudego a na brzuszku i łokciach są takie... białawe... ;D Zaczynają podjadać matczyne jedzenie z miski;> Oby znalazły domki, i nie pałętały sie jak cała reszta bewzpańskich kotów...