Cosia,Czitka,Balbi.Pożegnanie wątku- cz.I

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw maja 03, 2007 19:09

Beato, nie oczekuję podziwu, ani współczucia, a nerwy mam w strzępach przy kotach wychodzących od sześciu lat. Teraz wszystko leży w domu odłogiem, bo pilnujemy na zmianę Cosi :roll: , staramy się jej pokazywać różne miejsca, uczyć co to pies, obcy człowiek, itd.
Jeżeli opiekunów kotów podzielimy na odpowiedzialnych, czyli koty w domu lub na smyczy i nieodpowiedzialnych, czyli wychodzące- to z pewnością należę do tych drugich.
U nas innej opcji po prostu nie ma :(
Być może nie powinnam mieć kotów, i to chyba jest najlepsze rozwiązanie :(
Przepraszam, jestem bardzo, bardzo zmęczona, nie powinnam napisać poprzedniego postu, ale skoro jest- nie będę usuwać.
Nie szukam pocieszenia, że jakoś to będzie.
Wiem, że w ramch opieki nad kotami wychodzącymi, robimy wszystko, co w naszej mocy, ale czasami jest po prostu niemoc :(
Niemoc wynikająca ze zdarzeń zewnętrznych i niemoc w nas.
A wątek jakoś pisze się sam, taka jest we mnie dziwna wewnętrzna potrzeba, niezależnie od wszystkiego..
Czasem myślę, że już nie napiszę żadnego postu, a potem jakaś siła wyższa każe mi dzielić się radościami i rozterkami, tak było i tym razem...
Pozdrawiam
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19189
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Czw maja 03, 2007 19:10

Czitka, ja Cię bardzo dobrze rozumiem. Moje koty sa wychodzące. U mnie inne rozwiązanie nie wchodzi w grę niestety. Myszak jest u mnie od września. Do tej pory siedziała w domu, bo chory, bo słaby, bo nieszczepiony. teraz zaczyna mi brakować wymówek, no i zbliża sie lato. U nas wtedy wszystkie drzwi są ciągle otwarte. Już zaczynam sie denerwować. Kilka dni temu zwiał z domu. Dobrze, że zauważyłam jego brak. Robił sie wieczór, w ogrodzie go nie było. Siedział w ogrodzie sąsiadów, gdzie bryka wielki pies. Dobrze, że go nie wypatrzył. Nie wiem co zrobić :(
TŻ obiecał mi wolierę w tym roku, ale jak będzie z realizacja, to nie wiem. A nie mogę przecież ciągle więzić kotów w garażu...
...

CoToMa

Avatar użytkownika
 
Posty: 34548
Od: Pon sie 21, 2006 14:34

Post » Czw maja 03, 2007 19:15

dubel
Ostatnio edytowano Czw maja 03, 2007 19:18 przez Beata, łącznie edytowano 1 raz

Beata

 
Posty: 31551
Od: Nie lis 03, 2002 18:58

Post » Czw maja 03, 2007 19:17

Czitka, jestes wyraznie zmeczona, rozumiem

no nie moge Cie wspomoc zrozumieniem, bo nie mam doswiadczen z kotami wychodzacymi, i miec takich nie bede
nie moge tez "poglaskac po glowce"

ale ciesze sie, ze piszesz i w moim poscie nie bylo chyba zadnych podzialow, co? :wink:

napisalam, bo pamietam, jak Tasie pilnowalas, zeby nie uciekaly - i to taki troche kontrast jest, wiesz?
dzikim Tasiom zbudowalas "basen" z siatka, zeby nie mogly zwiac a swoje domowe koty wypuszczasz z pelna swiadomoscia...

Beata

 
Posty: 31551
Od: Nie lis 03, 2002 18:58

Post » Czw maja 03, 2007 19:25

Nie, skąd, tu żadnych osobistych wycieczek, nigdy nie reaguję w postach newralgicznie, tak sobie, ogólnie odpisałam...
Wiesz, ja się wychowałam w innych czasach, u nas w domu był wychodzący kocur, niekastrowany, bo i nikt kocurów nie kastrował, żył zdrowo i szczęśliwie 17 lat, odszedł po prostu ze starości.
Potem mieszkaliśmy w blokowisku, była sunia, kilkanaście lat. Potem kupiliśmy ten malutki domek, wymarzony, żeby był kot, bo i ogród i spokojna okolica, itd. Szczęśliwy kot!
No i tak się zaczęło....
Potem było forum :lol: , gdzie opcja dwa koty :D , trzy koty :P , i jak je dołączyć do kota wychodzącego, gdzie podobnie jak u CoToMa od wiosny do jesieni taras otwarty....
No i mamy. Dwa problemy, trzy problemy, czwarty zagląda coraz częściej :wink:
:(
Ale wiecie co? Widziałam dzisiaj pierwszą kaczą mamę z malutkimi taśtasiami na kanale Odry 8O :D
Aż mnie coś w gardle ścisnęło....
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19189
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Czw maja 03, 2007 20:25

Beato, widzę, że uzupełniłaś post o końcowe zdania, więc odpisuję..
Piszesz, że wypuszczam koty z pełną świadomością.....
Pełną świadomością czego?
Poza świadomością katatroficzną, jest jeszcze inna świadomość, moich szczęśliwych kotów śpiących w trawach, włażących na drzewa w ogrodzie, polujących na motyle i nie tylko, kotów czających się na siebie pod iglakami, kotów rozpoznających zapachy pór roku, zdziwionych deszczem, śniegiem, kotów wylegujących się na ciepłym dachu komórki, z którego wieczorem obserwują księżyc....
To oczywiście temat rzeka, nie chcę polemizować, nie chcę też upierać się przy swojej opcji, jako jedynie słusznej.
Wiem, wiem, wiele osób zaglądających tu myśli pewnie, że do czasu, że jeżeli cokolwiek się stanie, to będzie moja wina, moje życzenie, moja głupota....
Tak łatwo się czasem rzuca słowa w eter....
Wzięliśmy na siebie ogromną odpowiedzialność przy opcji kotów wychodzących i mamy tego świadomość. Ogrom tej odpowiedialności powiem szczerze, że mnie przerósł, nas przerósł.
W tym sensie, że od kilku lat zmieniliśmy tryb życia i bycia razem. Nie jeździmy razem na wakacje, bo ktoś z nas musi zostać z kotami, nie ruszamy się nawet na dwa dni na narty, bo ten sam problem. Często rezygnujemy z wyjść jakichkolwiek z domu razem, bo któreś z naszych futerek nie ma najmniejszej ochoty powrotu z ogrodu do domu..itd.
To nie jest poświęcenie, to jest rezygnacja z części siebie, nas, w imię dobra naszych kotów. To też się nazywa miłością, być może ktoś powie, że chorą. Albo bezrozumną, bo wystarczy przyjąc inną opcję posiadania kota.
A Tasie? Tasie wymagały wielkiego chronienia przede wszystkim przed kotami, kunami, od góry srokami, od dołu szczurami. Były bez mamy i bez szans, nie potrafiły latać...Woliera z siatki na szpaki 3x3 metry, aczkolwiek nie była szczytem architektonicznego kunsztu, ale jakoś się udało i zapewniliśmy im czteromiesięczne, czasowo-zamknięte bezpieczeństwo. Potem wróciły na wolność.
Bo zrozumiałam to tak, że dzikim ptakom zapewniłam bezpieczeństwo, a kotom nie. Ale to chyba nie tak....
Pozdrawiam i koty miziam!
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19189
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Czw maja 03, 2007 20:39

Czitka, rozumiem Cię i współczuję. Ktoś, kto nie miał nieszczęścia trafić na ZDECYDOWANIE wychodzącego kota nie zdaje sobie sprawy, co to znaczy. Znasz przygody mojego Bungo i wiesz, co przeżywałam, kiedy znikał. Ostatnio, w trakcie leczenia przytrzymałąm go w domu. Był słaby, no i miał towarzystwo Lusi, więc się nie awanturował i myślałąm, że wychodzenie mam z głowy. teraz poczuł się lepiej i zaczęło się: wrzaski, złośliwe obsikiwanie toreb i ścian, smętne wiszenie na balkonie. Lusia też domaga się wypuszczenia... Nie wypuszczam, bo Bungo jest jeszcze osłabiony, spowolniony i boję się, że przy spotkaniu z psem nie da sobie rady. Lusia - to kompletne fiubździu i nie mam pojęcia, co zrobiłaby "na wolności". Więc trzymam w domu dwa nieszczęsliwe, miauczące potwory, które demolują dom z nudów. I nadal nie wiem, co dla nich jest lepsze...
A czekanie na powrót kota jest koszmarem, który przerabiam od 2 lat...
trzymaj się Czitka :)

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt maja 04, 2007 8:52

Dzięki Bungo za zrozumienie, mamy podobnie :(
Z tym, że ja od sześciu lat..... :(
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19189
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Pt maja 04, 2007 10:08

Bungo pisze:Czitka, rozumiem Cię i współczuję. Ktoś, kto nie miał nieszczęścia trafić na ZDECYDOWANIE wychodzącego kota nie zdaje sobie sprawy, co to znaczy.


Dokładnie, słowo w słowo, mogę się pod tym podpisać.
Z tym, że my z Kotem P. przerobiliśmy najpierw dwa lata w mieszkaniu w bloku z zabezpieczonymi oknami, po przeprowadzce niewychodzenie z domu, "wolierę" na tarasie (a raczej jego zaczątku), zabezpieczony ogród, pastucha elektrycznego... i wiecznie sfrustrowanego, zdenerwowanego, wyjącego kota, z napadami agresji w stosunku do innych kotów (oczywiście wszystkie efekty dodatkowe o których pisze Bungo też zaliczyliśmy). I na koniec kot wygrał tę batalię, stał się kotem wychodzącym kiedy chciał, również na noc. Spał na tarasie, nawet w zimie, tłukł się z kocurami, kontrolował duże terytorium i dopiero wtedy był kotem w pełni szczęśliwym.
Nawet kiedy był chory (a były to urazy typowe dla wychodzących kotów: ropnie, pocięte łapy itp.) nie dawał się utrzymać w domu: musieliśmy go wyprowadzać na obchód części jego terytorium. I tak było do ostatniego dnia jego życia.
Zapomniałam dodać, że był wcześnie wykastrowany. ZANIM zaczął lać po domu.

Przeżył z nami 12 lat, odszedł z powodu niekompetencji weta.
Wątpię, czy jako kot zamknięty w mieszkaniu przeżyłby w zdrowiu tak długo. Stres zabija, sprowadza choroby somatyczne - a frustracja to też przecież stres.
Zanim odrobaczysz, poczytaj:
viewtopic.php?t=86719
i zanim nafaszerujesz kota metronidazolem, sprawdź, czy nie ma zwyczajnie alergii na gluten...

Nordstjerna

 
Posty: 3012
Od: Czw lip 06, 2006 20:52
Lokalizacja: Kraków ProKOCIm

Post » Pt maja 04, 2007 11:41

czitka, ja mam koty niewychodzące ale rozumiem Cię w pełni. Pamietam naszą kocicę w dzieciństwie, jak wylegiwała się w trawie na podwórzu, łapała różne stworzonka itd. i mam wyrzuty sumienia patrzac na nasze zamknięte w mieszkaniu koty. ale z drugiej strony niedawno widziałam jak znajomy kot z centrum ogrodniczego, należący do właścicieli i wychozący, stracił noge w bliskim spotkaniu z samochodem... Tak źle i tak niedobrze. nie potrafię powiedziec co bym zrobiła na tTwoim miejscu... nie śmiej się ale wizja, że będę musiała podejmować podobne decyzje była jedną z przyczyn dla której nie kupiliśmy domu tylko duże mieszkanie. Ale i tak mam wyrzuty sumienia. Osobiście uważam ze nie powinnas się tłumaczyć bo nikt nie ma prawa od Ciebie tłumaczenia wymagać. wiem ze forum pełne jest zajadłych zwolenników kotów kiszących się w domu, ale ja rozumiem i racje drugiej strony.
Aśka i...
Obrazek

tomoe

 
Posty: 2278
Od: Wto sie 03, 2004 21:02
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt maja 04, 2007 15:23

Wielokrotnie, a nawet zawsze, gdy zaczyna się dyskusja o kotach wychodzących i nie, piszę, że tam, gdzie nie ma warunków wychodzenia, gdzie są ruchliwe ulice, złe psy, agresywni ludzie, koty muszą zostać w domach. Są tam też szczęśliwe, może innym rodzajem szczęśliwości, ale krzywda im się nie dzieje, są wśród odpowiedzialnych opiekunów.
Ktoś powie, że nieszczęście może się zdarzyć wszędzie, w najspokojniejszej dzielnicy. Może. I u nas trzy lata temu się zdarzyło :(
Wyjemy do dzisiaj.
Może powiem tak- gdybym wiedziała, jak bardzo zmieni się nasze życie przy kotach wychodzących, nigdy na koty bym się nie zdecydowała.
Miało być pięknie. Byliśmy pewni, że gdy będziemy chcieli wyjechać, nasze dorosłe dzieci pomieszkają tu i zajmą się kotami.
Owszem, pomieszkają, możemy wyjechać. Ale się nie zajmą. Dadzą jeść, trzy razy zawołają, ale jak kot nie przyjdzie wieczorem, to przyjdzie rano, nie ma problemu.
A dla nas to po prostu niedopuszczalne. I tak dalej....
Trudno z drugiej strony zostawić obcych, w tym obcych kotom ludzi, żeby tu sobie mieszkali, bo o kotach wiedzą niewiele. A my znamy naszych kotek każdy grymas, każde drgnięcie ogona, pory posiłków, smutki i radości. Wiemy jak i gdzie ich szukać, jakim sposobem zagarnąć do domu. Bo je kochamy, aczkolwiek być może są tu odmienne zdania. Błędne koło.
Jest słońce, piękny dzień. Idziemy z Cosią kosić ogród i pilnować niegrzecznego ogonka. Dzisiaj uczymy się, że dziura w płocie w stronę ulicy, a właściwie małej, zamkniętej uliczki, jest be. Ale też i jej nie zamaskujemy, bo kotki mają świadomość, że gdyby jednak niechcący chciały wyjść, a mogą spotkać małe kundelki, to zawsze przez tę dziurę uda się smyrgnąć do ogrodu.
Pozdrawiamy
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19189
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Pt maja 04, 2007 20:53

Taaa....Komitet Powitalny na posterunku :roll:

Obrazek
Zaproszenie zostało przyjęte :evil:
Obrazek
Zaraz zwariuję, gdzie najbliższa Klinika Psychiatryczna :( :roll:
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19189
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Pt maja 04, 2007 22:09

Czwarty Problem zbliża się 8O

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt maja 04, 2007 22:13

Śliczny ten Czwarty Problem :P

Fredziolina

Avatar użytkownika
 
Posty: 11995
Od: Śro kwi 13, 2005 19:24

Post » Pt maja 04, 2007 22:15

Olu, pisałaś mi ostatnio w wątku, że zdaniem Fredzioliny piątka to idealny zestaw :lol: :lol: :lol: Jeszcze Wam trochę brakuje :lol: :lol: :lol:
Obrazek

Colas

 
Posty: 1233
Od: Śro lip 20, 2005 8:24
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Lifter i 38 gości