Didżejek wczoraj został wykastrowany, na szczęście zabieg zniósł bardzo dobrze. Zaraz po przyniesieniu z lecznicy, taki jeszcze na miękkich łapkach, próbował wyskoczyć na szafę

, musiałam pilnować diablika, żeby nie kombinował. Szukał jedzenia i byl bardzo niezadowolony, że miski gdzieś zniknęły. Nie tylko on zresztą, bo Jaśminka i Kropka solidarnie z nim pościły - dla bezpieczeństwa schowałam WSZYSTKIE miseczki, została tylko woda.
W nocy kociak uznał, że najlepiej mu będzie u mego boku i spał ślicznie do rana, cieplutki i wtulony we mnie.
Rano - cala trójka zaczęła się awanturować o jedzenie, więc wstałam, wyjęłam michy i na śniadanie wszyscy dostali tuńczyka.
Zaobserwowałam, że rana goi się bardzo ładnie, opuchlizna schodzi, Didżej najadł się i odsypia stresy, nawet nie za bardzo się wylizuje. W poniedziałek idziemy do kontroli. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.