Na przekór...(II)

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon kwi 30, 2007 12:55

pisiokot pisze:dla mnie nowy kot nie miał nikogo zastępować, bo tego, który odszedł zastąpić się nie dało i nie da...

dokładnie tak... Leon jest moim kochanym Nusiem, ale Tymonka nie zastąpił - nikt go nie zastąpi, nigdy...

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Pon kwi 30, 2007 15:08

Asiu, poczekaj może?
Zobaczysz wtedy tego właściwego kota i będziesz wiedziała, że to on - żaden inny.
Nie będziesz miała dylematów.

Daj czas czasowi...
"Idiotów jest niewielu, ale są tak sprytnie rozstawieni, że trafiasz na nich na każdym kroku."

mircea

 
Posty: 22005
Od: Śro lip 13, 2005 0:59
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon kwi 30, 2007 17:47

Bechet...to wątek Kaszmira, więc WYBACZ, ale nie mogłam się oprzeć...
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=59609
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Pon kwi 30, 2007 18:31

A ja myślę, że Bechet da czas czasowi...od decyzji do jej realizacji długa droga ( choć niekoniecznie) Narazie będzie się powolutku i spokojnie rozgladać, nic na siłe...i w końcu zobaczy kota na którego widok nogi zmiękną i serce zacznie mocniej bić...i wtedy będzie wiadomo...
Obrazek

Ewik

 
Posty: 6713
Od: Pt lip 25, 2003 22:55
Lokalizacja: Warszawa Bielany

Post » Pon kwi 30, 2007 19:04

Rozumiem Asię bardzo dobrze- ja też musze natychmiast wziąć nowego.... I nie chodzi o zastępowanie- nawet jeżeli są podobne kolorem czy rasą.... Chodzi o to, że odwraca myśli.... Trzeba się wziąć w garść, żyć dalej.... Czasem śmieję się przez łzy- serce krwawi i cieszy się jednocześnie- żałoba i szalona zabawa w jednaj chwili.... Tak wracam do świata żywych.



Edit: A skoro już szukasz to zajrzyj też do "mojego protegowanego" Milka.....
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=57681
Do zobaczenia Yennefer- czekaj na mnie w bytowniku przy ognisku.
10.02.2013 mój świat się zawalił.

Kto Ci tam Krokerku brzuch miętosi? Komu ćwierkasz? Do kogo się przytulasz w nocy? W czyich ramionach czujesz się bezpieczny?
09.11.2015r. odszedł Kroker

Slonko_Łódź

 
Posty: 5664
Od: Pt cze 10, 2005 7:36
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon kwi 30, 2007 21:34

6 marca 2006 r. zapadł wyrok: chłoniak z przerzutami do płuc. Wyrok. Informacje i decyzja odrazu. Nie ma czasu na oswojenie, nie ma czasu na walkę. Po 10 latach pożegnanie...
małe, zmęczone półroczną walką z niewidzialnym wrogiem ciałko leży na moim brzuchu. Oczy zmęczone, ale ufnie patrzące na mnie. Jak mam mu powiedzieć, że już nie wróci na swoją podusię? że przyszedł czas rozstania?
Usnął na mnie, w moich ramionach.
Bałam się wrócić do domu. Bo co powiem Femce?
Wróciłam i mój wzrok padał tylko na te miejsca, gdzie przez ostatnie dni i tygodnie leżał Fuksio. Nawet płakać już nie mogłam. Tylko w piersiach strasznie bolało.
I tęsknota... została do dziś. Fotografia Fuksika stoi w domu na honorowym miejscu. trudno mi nawet teraz to opisywać.

Następnego dnia pojechałam do pracy. Ciało pojechało. Reszta została pod kaloryferem w domu, gdzie ostatnio ciągle spał Fuksiu. Ale ciało zawlokłam do roboty, żeby nie zwariować. A w pracy wariowałam, bo bałam się, co czuje Femka, czy się nie boi. Koty czują, gdy dzieje się coś bardzo złego. Więc w środku dnia wsiałam w samochód i przyjechałam na chwilę do domu.
Potem wróciłam do pracy i zadzwonił telefon. Wyświetlił się numer lecznicy. Zadzwonił doktor Fuksia. Opowiedział mi historię pewnej pani, która walczy z chłoniakiem, nie ma połowy narządów, a w domu kilka pięknych, wypieszczonych futer. I ona musi je oddać, bo do tego wszystkiego doszła alergia na sierść. Antyalergeny przy tonach antybiotyków i onkologicznych terapiach nie działają, dusiła się. W lecznicowym szpitalu był jeden z jej kotów. Odmawia jedzenia, odmawia kontaktu z człowiekiem od dnia, gdy jego ukochania kicia Misia znalazła dobry domek.

Wrzeszczałam doktorowi przez telefon, że nie ma prawa mówić mi tego dzień po... spokojnie wysłuchał.

Po pracy pojechałam do lecznicy... znów rozpacz, wypytywanie doktora, czy ta śmierć to nie moja wina i czy istnieje kocie niebo. Bo przecież on jako lekarz powinien to wiedzieć.

A potem zabrałam tego biednego niejadka do domu.

Teraz, gdy to piszę, Koraliś leży obok mnie i śpi. Od tamtego czasu dużo się zmieniło. Już chyba pozwolił mi być swoją Dużą. Ale przez pierwsze dni boczył się na mnie i gryzł. Wtedy bardzo było mi to na rękę, bo każda pieszczota dla niego była dla mnie jak zdrada Fuksia. Teraz już wiem, że tak musiało być. A Fuks czuwa nad nami. Dwa razy nawet przyszedł do mnie we śnie...

A Koraliś przeżywa swoją drugą wielką miłość. Zakochali się z Zosią w sobie bez pamięci. I tylko czasem przypomina sobie, do czego służy Duża.

bechet, każda decyzja musi być Twoja... musi byc podjęta wtedy, gdy będziesz czuła, że chcesz ją podjąć. Kaszmir do Ciebie wróci w innym wcieleniu. Tylko daj mu szansę.
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Pon kwi 30, 2007 21:46

Trusia była ze mną 11 lat. Wykarmiłam ją na smoczku. Odeszła na straszną chorobę-nowotwór sutków.

Płakałam cały rok. Płaczę i dzisiaj. Wrociła do mnie po pół roku w ciałku maleńkiej Pusi. Jest taka podobna i tak podobnie patrzy...

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pon kwi 30, 2007 23:06

Nasch był u mnie dwa lata - nie chorował, był cichy, uprzejmy i bardzo wdzięczny za dom, w którym znalazł się po 4-letnim życiu na podwórku. Białaczka ścięła go w ciągu kilku dni. Był rok 2000, nie było miau, a 3 kolejnych wetów uznało, że Nasch nie ma szans. Odszedł w domu, na moich kolanach. Płakaliśmy wszyscy - ja, dzieci, anwet mój niezbyt kociolubny mąż. W miesiąc później córka przywiozła z azylu 2-miesięcznego Czortka, który wraz nią przeprowadził się i mieszka z nią i jej schroniskowym psem zdrowy i szczęśliwy. Jesienią 2004 zgarnęłam z podwórka zdychającą, 8-letnią Majusię. Większość czasu spędzała w ciepłej łazience - może po raz pierwszy życiu w cieple i poczuciu bezpieczeństwa, a kiedy się nad nią nachylałam, wtulała się we mnie i gładziła łapką po twarzy. Walczyłam o nią 7 miesięcy. Odeszła tak jak Nasch. Po kilku tygodniach pojawił się 6-miesięczny Bungo, teraz doszła do niego Lusia.
Piszę to dlatego, że uświadomiłam sobie, iż koty nie są dla mnie - to ja jestem dla kotów. Jesli któryś z nich odchodzi - cierpię, ale wiem, że moje cierpienie jest mniej ważne, niż cierpienie tego następnego, którego mogę uratować.
Bechet, przepraszam za przydługie OT. Opłakuję Kaszmirka, a wraz nim moje koty za TM.

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto maja 01, 2007 8:04

Dziękuję Wam za te wszystkie OT.
Czytam je ciągle, choć sie nie odzywam.
Czytam i myślę, że Kaszmir był cudownym, niesamowitym kotem. I dzięki niemu, mimo iż jego fizycznie już nie ma, jego wątek nadal żyje. I nadal jest pełen miłości i ciepła, choć przecież piszecie o bólu spowodowanym stratą.


Tak bardzo za Nim tęsknię...
ObrazekObrazek

bechet

 
Posty: 8667
Od: Śro sie 24, 2005 9:54
Lokalizacja: kraków

Post » Wto maja 01, 2007 8:15

Bechet tule Cie cieplutko :(
Czytam watek Kaszmirka i płaczę.........

Fredziolina

Avatar użytkownika
 
Posty: 11996
Od: Śro kwi 13, 2005 19:24

Post » Wto maja 01, 2007 10:21

Bungo pisze:Piszę to dlatego, że uświadomiłam sobie, iż koty nie są dla mnie - to ja jestem dla kotów. Jesli któryś z nich odchodzi - cierpię, ale wiem, że moje cierpienie jest mniej ważne, niż cierpienie tego następnego, którego mogę uratować.
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto maja 01, 2007 11:30

Niedługo idziemy z Tż-tem na spacer. Idziemy odwiedzić naszych chłopaków - Becheta i Kaszmira. Tam w spokoju przedyskutujemy kwestię adopcji następnego kota. Może bliskość tych dwóch tak drogich nam kotów sprawi, że będziemy wiedzieli co robić.
ObrazekObrazek

bechet

 
Posty: 8667
Od: Śro sie 24, 2005 9:54
Lokalizacja: kraków

Post » Wto maja 01, 2007 11:38

Podpowiedzą Wam... Na pewno.
Bardzo Wam współczuję.

I rozumiem obawy związane z wzięciem kotucha... To obawa, że znowu powtórzy się walka, jego cierpienie, strach i że za mało będzie spokojnego bycia razem. Wasze emocje w obliczu walki o Kaszmirka pewnie schodziły na dalszy plan. Może to jest dobry moment, kiedy walka się skończyła, żeby zadbać trochę o nie i podjąć decyzję także "dla siebie"...

Trzymam kciuki za Was.

janykiel

Avatar użytkownika
 
Posty: 2457
Od: Wto lip 05, 2005 19:54
Lokalizacja: miejscowy od 2002: ex Gandalf Jarka, ex janykiel3, ex ascalithion:P, ex Jose AB

Post » Wto maja 01, 2007 12:42

Rozumiem Wasze obawy...
Do OT dorzucę także moje:
Misiu był naszym pierwszym psem. Hałaśliwym, upartym zrzędą, który kochał tylko moją mamę i tylko jej pozwalał na wszystko. Miał siedemnaście lat gdy zabrał go prawdopodobnie rak wątroby. Walczyliśmy wtedy przez miesiąc, ale gdy zaczął cierpieć :( mama została z nim do końca. Nie chcieliśmy nowego psa - w domu była już od kilku lat kudłata Mała, były koty...
Dwa i pół miesiąca później, u znajomych, mama zobaczyła dziewiętnastodniowego szczeniaczka. Spojrzała mu w oczy i... Smok jest naszym jedynym zwierzakiem, którego wzięliśmy "dla nas", od ludzi, których znaliśmy.

Życzę Wam podobnego spotkania.
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto maja 01, 2007 13:41

Pisałam kiedyś, że kupiłam dla Kaszmira krzaczek chmielu i posadziłam go na balkonie.
Kilka dni temu krzaczek wysechł i umarł. Przestałam go więc podlewać, postawiłam w kącie i zapomniałam o nim. Były ważniejsze sprawy. Wczoraj podlewając inne kwiatki zobaczyłam taki oto widok:
Obrazek
Może to coś znaczy, a może nie znaczy zupełnie nic. Ale bardzo się ucieszyłam widząc te maleńkie, delikatne listki.

Obrazek
ObrazekObrazek

bechet

 
Posty: 8667
Od: Śro sie 24, 2005 9:54
Lokalizacja: kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Lifter i 87 gości