» Pon kwi 30, 2007 21:34
6 marca 2006 r. zapadł wyrok: chłoniak z przerzutami do płuc. Wyrok. Informacje i decyzja odrazu. Nie ma czasu na oswojenie, nie ma czasu na walkę. Po 10 latach pożegnanie...
małe, zmęczone półroczną walką z niewidzialnym wrogiem ciałko leży na moim brzuchu. Oczy zmęczone, ale ufnie patrzące na mnie. Jak mam mu powiedzieć, że już nie wróci na swoją podusię? że przyszedł czas rozstania?
Usnął na mnie, w moich ramionach.
Bałam się wrócić do domu. Bo co powiem Femce?
Wróciłam i mój wzrok padał tylko na te miejsca, gdzie przez ostatnie dni i tygodnie leżał Fuksio. Nawet płakać już nie mogłam. Tylko w piersiach strasznie bolało.
I tęsknota... została do dziś. Fotografia Fuksika stoi w domu na honorowym miejscu. trudno mi nawet teraz to opisywać.
Następnego dnia pojechałam do pracy. Ciało pojechało. Reszta została pod kaloryferem w domu, gdzie ostatnio ciągle spał Fuksiu. Ale ciało zawlokłam do roboty, żeby nie zwariować. A w pracy wariowałam, bo bałam się, co czuje Femka, czy się nie boi. Koty czują, gdy dzieje się coś bardzo złego. Więc w środku dnia wsiałam w samochód i przyjechałam na chwilę do domu.
Potem wróciłam do pracy i zadzwonił telefon. Wyświetlił się numer lecznicy. Zadzwonił doktor Fuksia. Opowiedział mi historię pewnej pani, która walczy z chłoniakiem, nie ma połowy narządów, a w domu kilka pięknych, wypieszczonych futer. I ona musi je oddać, bo do tego wszystkiego doszła alergia na sierść. Antyalergeny przy tonach antybiotyków i onkologicznych terapiach nie działają, dusiła się. W lecznicowym szpitalu był jeden z jej kotów. Odmawia jedzenia, odmawia kontaktu z człowiekiem od dnia, gdy jego ukochania kicia Misia znalazła dobry domek.
Wrzeszczałam doktorowi przez telefon, że nie ma prawa mówić mi tego dzień po... spokojnie wysłuchał.
Po pracy pojechałam do lecznicy... znów rozpacz, wypytywanie doktora, czy ta śmierć to nie moja wina i czy istnieje kocie niebo. Bo przecież on jako lekarz powinien to wiedzieć.
A potem zabrałam tego biednego niejadka do domu.
Teraz, gdy to piszę, Koraliś leży obok mnie i śpi. Od tamtego czasu dużo się zmieniło. Już chyba pozwolił mi być swoją Dużą. Ale przez pierwsze dni boczył się na mnie i gryzł. Wtedy bardzo było mi to na rękę, bo każda pieszczota dla niego była dla mnie jak zdrada Fuksia. Teraz już wiem, że tak musiało być. A Fuks czuwa nad nami. Dwa razy nawet przyszedł do mnie we śnie...
A Koraliś przeżywa swoją drugą wielką miłość. Zakochali się z Zosią w sobie bez pamięci. I tylko czasem przypomina sobie, do czego służy Duża.
bechet, każda decyzja musi być Twoja... musi byc podjęta wtedy, gdy będziesz czuła, że chcesz ją podjąć. Kaszmir do Ciebie wróci w innym wcieleniu. Tylko daj mu szansę.
***** ***