Cosia wyszła na swój pierwszy spacer. Wszyscy byliśmy bardzo spięci i przygotowani na przeróżne niespodzianki.
NIestety fotek dużo nie udało się zrobić, bo w rękach mieliśmy zabaweczki i inne atrybuty wołania Cosi, z wężem ogrodowym włącznie, gdyby co
Coszułka zobaczyła otwarte drzwi tarasowe i po prostu zdębiała

.
Równie zaskoczone były Czitka i Balbi przebywające w ogrodzie, bo myślały, że Cosia uciekła, wymsknęła się, albo niewiadomoco

, w związku z czym Balbisia doskoczyła do niej pierwsza i strasznie warczała.
Ciocia Tut podeszła do sprawy spokojniej i bacznie obserwowała Cosię, jak również całą okolicę, nasłuchując i rozglądając się bardzo uważnie.
A Cosia kroczek po kroczku zanurzała się bardzo ostrożnie w trawy...
Bardzo ciekawa była komórka
Wejść, czy nie wejść?
Nie weszła, tam ciemno i innymi kotami pachnie i w ogóle jakoś tak straszno...Może jutro....
Ale trawy! Trawy to jest to!

Jak wszystko pachnie, jaki inny świat!!!
W trawach Balbusia dawała jej wielokrotnie buzi, a Ciocia Tut wyskoczyła na dach komórki, żeby obserwować całą sytuację z góry i czujnie sprawdzać, czy nic się niepokojącego nie dzieje w okolicy.
Cały pierwszy spacer trwał 15 minut i wszyscy uznaliśmy, że na dzisiaj, to znaczy wczoraj wystarczy.
Cosia do domku nie chciała za żadne skarby

Ale została pojmana, wycałowana i zabrana.
Uff, dzisiaj było już dłużej, spokojniej, ale bardzo bardzo asekuracyjnie z naszej strony. Czitusia i Balbi dodatkowo nie opuszczają Cosi ani na krok, nie wspominając, ze Syn Mićka pilnuje jako trzeci
