» Śro maja 09, 2007 11:01
Ale miałam wczoraj ciężkie popołudnie. Zaplanowałam jechać z Zenkiem do weta, bo od tygodnia jest bez leków i czas na badania. Głodziłam miśka jak trzeba, wyrwałam się wcześniej z pracy i wyruszyłam z kotem autobusem do weta. Podczas przeprowadzki zenkowy plecak wywędrował do samochodu kolegi, więc trzymałam to 6-ciokilowe bydle na rękach (jednej ręce, bo drugą się trzymałam w autobusie). Był grzeczny ale trochę śpiewał. U weta trafiliśmy na zapsioną poczekalnię, więc Zenon już na wstępie był zły i sztywny. W gabinecie darł się w niebogłosy - dwie łapy pokłute i ani kropelki oddanej krwi. Skubany jest. No i znowu waży 6 kilo a było już przed leczeniem 5,5 kg. Wydrapał troszkę uszy (ma też różowe w środku ale zdrowe), więc dostaliśmy steryd w emulsji do smarowania. Na szczęście innymi częściami ciała się nie interesuje (poza myciem), wiec mam nadzieję, że leczenie jednak pomoże na dłużej. Lekarki były zachwycone moim kudłatym rudzielcem, bo takiego to go jeszcze nie widziały (o futro chodzi a nie o poziom wkurzenia, bo taki bywa często). Wracaliśmy w deszczu - nie wzięłam parasola (i tak nie miałabym go jak trzymać). Schowałam (z trudem, bo przecież kot musi widziec co się dzieje) Zenka pod zapiętą kurtkę i chociaż on był suchy. Najgorsze, że po wygojeniu dziur na łapkach trzeba zrobić powtórkę.
W naszym nowym pokoju od świtu słychać głośne ćwierkanie wróbli. Dzięki temu o 4:27 dzisiaj miałam pobudkę, bo kot poluje na parapecie. Potem oczywiście jest głodny, biega i mówi mrrruuu co ja olewam, bo jak popuszczę choć raz to będzie katastrofa. Jak nie działa mrruu to trzeba panią walnąć z bańki i wysmarować mokrym nosem. I tak w kółko aż do budzika. A jeszcze przy okazji kilka rundek do kuwety, bo na taki dźwięk duża może wstać. Myślałam, że mu to futro przetrzepię ale co by to dało.