
odebrałam wyniki, rozmawiałam z wetką. Jedyne, co jest nie tak to podwyższone białko, któe wprawdzie może świadczyć o FIPie, ale też o jakiejkolwiek innej infekcji wirusowej, a przecież płuca Milusi to właśnie jakiś wirus (bo przecież zaraziła Femcię). Więc chyba nie ma paniki, aczkolwiek nie ma jeszcze wyników na coś tam (zaczyna się to na literę A, ale nie zapamiętałam). I jeśli to nie będzie obniżone, to FIP wykluczony. Ale już teraz można chyba być dobrej myśli.
Podrażniona jest też wątroba przez antybiotyk, który Milusia do tej pory brała na płuca. Od dzisiaj zmieniamy lekarstwo na dalacin i leczymy dalej

Milusia znowy w rujce, ale nocne koncerty zostały znacznie złagodzone przez neospazminę.
Ponieważ nieszczęścia chodzą parami


a co do domku: Milusia zostanie z nami tak długo, aż najlepszego domku na świecie nie znajdziemy (obojętnie, ile to będzie trwało). Ale muszę ją oddać, bo nie jestem w stanie zapanować nad czterema kotami w domu. Już Zosia miała być tymczasem, ale zakochali się w sobie z Koralisiem i musiałam ustąpić. Przez pierwsze dni, kiedy Milusia jeszcze nie była w klatce, codziennie po powrocie do domu zaczynałam od sprzątania zniszczeń po ich szaleństwach. Zresztą zobaczymy. Jeszcze trochę czasu potrwa leczenie Milusi, potem będziemy myśleć.
NAJWAŻNIEJSZE, ŻE NIC ZŁEGO MILUSI NIE JEST





