To ja swoje trzy grosze na temat grzyba.
Duska zachorowala niepostrzezenie po powrocie z operacji oczu. Robilam wtedy sporo zdjec i nie potrafie znalezc poczatku, za to grzyb rozbuchal sie szybko i to w miejscu nieciekawym bo nad usunietym okiem. Zrobila sie potworna rana. Nic nie pomagalo, smarowanie, szczepionki, cudowanie. Dopiero lamisil w tabletkach wyleczyl. Walczylismy bardzo dlugo. Bo zaczelo sie chyba w lutym a skonczylo w maju. Nikt poza tym w domu nie zachorowal. Ani dwunogi, ani trojka wtedy czterolapek.
Od czerwca za to znalazl sie w domu zapyzialy, zafafulony na maksa prawie ze koci niemowlak. Wtedy nawet nie pomyslalam, ze grzyb jest jeszcze w domu. No ale tez wyjscia innego nie bylo, albo zabrac albo pozwolic mu umrzec bez matki. Na szczescie Szeryf zostal przy swoich chorobach, innych nie przejal:)
Teraz po styczniowym pomorze stosowalam do dezynfekcji domu i piwnicy virkon i sekusept. Virkon rozrabialam i pryskalam roztworem, w sekusepcie pralam i mylam. CHorobe z piwnicy przynioslam tylko Szeryfowi, reszta nie chwycila.
Moze wiec Milusia jesli juz jest we wspolnym gospodarstwie moze pominac okres klatki. No bo na zdrowy rozum jesli cos mialo by sie stac to juz sie stalo.
Ciezki oddech jest moja zmora odkad Szeryf jest z nami, znaczy od niemal dwoch lat. Narazie nie udalo sie nam tego pozbyc, gorzej, po styczniowej chorobie objawy sie zaostrzyly. Poki co zadne leczenie nie podzialalo. Czaem jak sie dobrze polozy to oddycha lekko ale czasem az strach sluchac. Przyzwyczailam sie do sprzatania glutkow, wiecej, ciesze sie jak wykicha, bo wtedy lzej oddycha:)) No i wciaz go ogladam jak spi bo cieknie mu z tego nosa.
Mam nadzieje, ze u Milusi wszystko szybko sie cofnie.
A galopadami sie nie przejmuj. Moje dzis w nocy zafundowaly mi taki sajgon, ze az sie zbudzilam, a spie snem kamiennym. Znow czorty gonily Malenka. Znaczy Szeryf gonil a za nim reszta. Dwa razy przegalopowalo po lozku to stado sloni:)) Po czym Malenka zrobila myk pod koldre i bylo ok.

)