Georg-inia pisze:nie jest dobrzerozmawiałam z Doktor Ewą przez telefon, po pracy jeszcze podjadę do niej, niech mi to wyklaruje dokładnie...
Ropniaki mogą zaatakować inne narządy, m.in. nerki... a co się stanie, jeśli zaatakują drugie płuco?![]()
Można to zaleczać antybiotykiem, ale będą ciągłe infekcje i nawroty, czyli tak jak teraz... nie może być na antybiotyku do końca życia przecież...
Trzeba Klemensa otworzyća co dalej - jeszcze nie wiem, mamy się zastanowić
![]()
Albo sączkować, ale te dreny trzeba płukać codziennie, a żeby wypłukać, to trzeba kota trochę znieczulić, choćby "głupim jasiem"... Dr Alek nie chce się podjąć takiego zabiegu, zresztą w Łodzi nikt chyba się nie podejmie. Trzeba do Warszawy. Nie mogę przeciez wozić go codziennie do po 250 km, musiałabym go zostawić w szpitalu, samego, bez mizianek, które tak kocha... boję się, że się załamie, podda, pomyśli, że go oddaliśmy ludziom, którzy go męcząNie wiem, jaka jest szansa, że nie będzie nawrotów... nie wiem, też czy po odsączeniu płuco zaczęłoby funkcjonować... ono już tak długo jest niepowietrzne
Druga opcja to usunięcie płuca w całości... dla samego Klemensa chyba niewiele to zmieni - to chore płuco przecież nie działa, on oddycha tylko jednym, a skończyłyby się te wszystkie infekcje... Doktor Ewa i TŻ skłaniają się do tej właśnie opcji... usunąć...
Tak czy inaczej to otwarcie klatki piersiowejoperacja, w czasie której ryzyko spadku ciśnienia i natychmiastowej śmierci jest min. 50%...
to już drugi raz: najpierw Georg, teraz Klemens... do tego Kminka z FIPem... ja tego nie wytrzymam... :cry:
wytrzymasz, Georginia. robisz to nie dla siebie, ale dla kocurków. Jeden wet mi kiedyś powiedział, że oswojony kot zniesie bez problemu wszystko inne, ale nie brak poczucia bezpieczeństwa i miłości. Właśnie dlatego futerka kochane tak długo walczą z beznadziejnymi chorobami, wbrew okropnym dianozom (to zupełnie nie dotyczy Twojej kici-daję tylko przykład), bo mają wielkie pokłady siły od swoich Dużych. Nie patrz więc na to tylko jak na wielki ciężar, choć to jest ciężar. Dajesz kotom coś bezcennego. jestem pewna, że nie oddałyby tego za całkowite wyleczenie.
na początku żyłaś w okropnym strachu, że to jakiś nowotwór i jesteście bez szans. Najgorsze jest wyeliminowane, a Ty masz diagnozę co trzeba zrobić, żeby wyleczyć kota. JAK MOŻNA SIĘ Z TEGO NIE CIESZYĆ!!!!!!!! nawet zabieg wycięcia wyrostka robaczkowego i zwykłego kaszaka u człowieka niesie za sobą ryzyko, BO JAK JEST INGERENCJA CHIRURGICZNA, TO ZAWSZE JEST RYZYKO.
jesooo, ale się wymądrzyłam. chciałam Cię trochę podnieść na duchu.
