Mruffka i ON, czyli historia pewnej miłości
Była sobie raz Bardzo Dzika Koteczka
No.... może nie zawsze była bardzo dzika, ale od czasu, kiedy Ludzie ją bardzo skrzywdzili,
straciła zaufanie do wszystkich Dwunogów.
Było jej bardzo ciężko, jej ciałko pamiętała dobry, kojący dotyk ludzkich rąk i teskniło za nimi, ale jej umysł pamiętał, że te same ciepłe ręce pewnego razu wrzuciły ją brutalnie do pudła i wywiozły na straszne, zimne, przerażąjace Odludzie, porośnięte drzewami i gęstymi chaszczami., gdzie poza z rzadka pojawiającymi się Dwunogami z wielkimi, groźnymi psami, nie było nikogo. Nikogo, kto by usłyszał jej wołanie o pomoc.
Tam w jakimś dołku, wysłanym zeschłymi lisćmi urodziła trójkę kociątek. Ogrzewała je własnym ciałkiem, które stanowiło marną osłonę przed przejmującym mrozem i padającym z nieba białym puchem, który, choć wyglądał tak miękko i czyściutko, w dotyku zamieniał się w lodowatą wodę.
Nie wie, jak trafiła Tutaj. Ocknęła sie pewnego dnia w ciepłym, choć pustym i dziwnie pachnącym pokoju. Myślała, że to Kocie Niebo, ale ból odmrożonych łapek i kłótego przez Ludzi ciałka, mówił jej, że jest jeszcze po tej stronie. Ale jej dzieci odeszły: najpierw malutka biała Domino z czarnym noskiem, potem dzielny Gawroszek, a w końcu, kiedy wydawało się, że Zło minęło, jej ukochana, ostatnia córeczka Szarotka.
Wtedy jej serdussko pękło, za duzo było cierpienia, jak na jedną malutką, słabą kotkę. Straciła apetyt i wolę życia. Jej ciałko zaczęło chudnąć i słabnąć, a ona myślała tylko o tym, że niedługo pójdzie do swoich dzieci.
cdn.