Mam przerąbane. Zenon zakochał się na zabój. Ma na piętrze trójkolorową piękną koleżankę. Dawniej czasem się z nią widywał na klatce (trudno to tak nazwać, bo do mieszkań wchodzi się jakby po balkonie). Panna jak to panna raczej waliła go po pysku - miłości nie było. Kitka spędza dużo czasu na parapecie w kuchni. Zenon często dobijał się do drzwi to go puszczałam. Leciał prosto sprawdzić czy koleżanka jest na posterunku. Jak była to wskakiwał na jej parapet, odwracał się do niej tyłem a ona biedna pedałowała łapkami po szybie. Jak jej nie było to też wskakiwał i czekał z utęsknieniem. Wczoraj sąsiad wypuścił kitkę na spotkanie. Zenek wparował od razu do jej mieszkanie a kitka do mnie (wymianka). Trochę polatali za sobą, Zenek zaliczył parę strzałów od kobietki i trzeba było wracać do domków. No i się zaczęło. Jak tylko jestem w domu to Zenon biega i miauczy. Drapie w drzwi. Dobija sie do okna w kuchni. Jak wypuszczę na "klatkę" to jest tak (kiepskie zdjęcia pstrykane z mojego kuchennego okna):
Leci pod jej okno i miauczy. Generalnie jest cicho jak śpi. Sprawdzałam - pompony mu nie odrosły

. Znowu drze ryja - ja się zastrzelę ale czym?