Jak w temacie: oddam kota - zapłacę

Dużooo!
Albo przerobię na dywan ...
Białego, wrednego kotulca, który przez ostatni tydzień w ciagu dnia namiętnie zawisa na moskitierze, drąc po niej pazurskami, perfidnie patrzy w moją stronę i zwiewa, kiedy wstaję, żeby chwile później znów wisieć!
I to nic!
W nocy - choć zostawiam żaluzje opuszczone tylko do 2/3 - kociszcze podłe się tym nie zadowala i strzela tą częścia zasłoniętą
Z uporem maniaka, normalnie! Efekt: 3 noce spędziła w kiblu... sama, i co? panna - wychodzac rano - przeciagała się rozkosznie - wyspana, świeżutka, nie to co pancia z dołami pod oczami
To nic!
Wczoraj drogą kupna weszłam w posiadanie doniczki z zamiocostam - takim badylkiem, który bardzo chciałam mieć. I co? Kluń przeprowadził crash-test, zwalając zielsko na glebę
I to dalej nic!
Zawiesiłam w oknie takie ekstrawaganckie

(rodzina je "pieroństwem" zwie

) firaneczki, przez które przeciagnięty jest bambusowy kijek - trudno wyjaśnić, jak toto wygląda: delikatne... ale kota utrzymają

jak się okazuje
Trzymejcie mnie, niedźwiedzie!