Chyba włączę Lusię do wątku Bunga, a ten o kociakach Dzikuni zamknę - tylko nie wiem jak to się robi
Ale zrobi się smutniej. Bo z Lusią nie jest dobrze. Znów byłam u wetki - kroplówka, zastrzyki. Oskrzela lepiej, ale nie do końca, katar trwa, ale najgorszy jest jej stan psychiczny

Przez pierwsze dwa dni była płochliwa, ale zarazem szczęśliwa, co chwila tuliła się, mruczała, barankowała, nawet bawiła się, no i jadła za dwoje. Teraz leży godzinami - pod kaloryferem za wersalką, teraz w pokoiku TŻ, gdzie jest cicho i ciemno. Jeszcze wczoraj siedziała razem z nami przed telewizorem - dziś chce tylko spokoju. Zachowuje się jak zrezygnowany więzień, który pogodził się z myślą, że jest dręczony - wizytami u weta, kłuciem, weflonem w łapce, ładowaniem do pyszczka tabletek i innych lekarstw. Dziś je mało, chowa się po kątach i ma strasznie smutne oczka. Boję się, że próbując jej pomóc, zaszkodziłąm jej bardziej niż choroba. Zwłaszcza, że jej Braciszek rześki jak skowronek - znów się pojawił, łyknął tabletkę i w ogóle nie obrażony za łapanie za kark i owteiranie przemocą pyszczka wyczyścił podwójną miseczkę

. Może i Lusię trzeba było leczyć pod domem, a nie w domu? Ale przecież jest w ciąży...
Bungo dziś rano doszedł do wniosku, że kończymi z tym wersalem i zaczął nachalnie domagać się oznak przyjaźni. Lusia nie była tym zachwycona, zwłaszcza, że domagał się tego, gdy DAMA siedziała w kuwecie

Został ostro obsobaczony - i słusznie. Ale po południu, jakby wiedział, że kicia czuje się gorzej... Przysiadał obok niej, patrzył, co robi i się nie narzucał. Przed chwilą zaś odstawił cyrk pod drzwiami pokoju, gdzie leży Lusia. Cwałował, rzucał piłeczką i jak mógł, zachęcał ją do zabawy - niestety, bez skutku

.
Na domiar złego odkryłam nad okiem Bungo sporą łysinkę z ciemniejszą plamką po środku. Dwóch kotów jutro do weta nie zatargam, a tu święta idą... CO TO MOŻE BYĆ? Pomocy
