Już ochłonęłam i mogę napisać o ostatnich wyczynach Hakera

.
Haker przeżył i jest cały i zdrowy.
Ten mały łobuziak mnie wykończy

.
Spieszno mu do Arielki, Babuni, Krzysi, Emilka - tak jakby mało nieszczęść ostatnio było na forum.
Ostatnio nasze kociaste oddają się z lubością zabawa na balkonie.
Balkon jest zabezpieczone, a ostatnio – po wyczynach Hakera – postanowiliśmy zabezpieczenie wzmocnić – ponieważ powstało ono przez erą Hakera.
Na dole balkonu mamy położona siatkę ogrodową , powyżej mamy na drutach nałożoną sieć.
Po wyczynach Hakerosa postanowiliśmy wzmocnić dolna i górną konstrukcje.
W niedzielę wymieniliśmy dolna siatkę na taka gęstą –oczka wielkości 0,5 cmX0,5 cm metalową.
Mieliśmy nałożyć tez drugą siatkę, ale mój ślubny stwierdził, że trzeba założyć u góry dodatkowe kołki – haczyki, gdyż pod ciężarem drugiej siatki i Hakera linka może się odgiąć i umożliwić Hakerowi przejście między sufitem o liną.
Daje słowo przy tej rozmowie nie było Hakera.
I co zrobił nasz wspaniały maluszech.
W poniedziałek rano - godzina. 8.15 jestem sama w domu i idę na balkon wywiesić pranie – oczywiście kotuchu pierwsze są na balkonie.
Mija 2 min a ja patrzę gdzie ten Haker i co widzę... jest na górze pod sufitem i tylko ogon jest po stronie balkonu reszta kadłubka wisi po drugiej stronie. On się wspina po siatce tam gdzie jest takie metalowe rusztowanie ( była tam kiedyś szyba). Trzyma się przednimi łapami góry rusztowania, tylne obejmują boczną rurę.
Ja mam 160 cm wzrostu – siatka oczka 4X4 cm
Nie zastanawiają się długo staja na takim mały drapaku ( na dole budka u góry na półka cały drapak ma około 50 cm wysokości i jest bardzo niestabilny). Staram się odgiąć linę i przełożyć jego górą – nie daje rady mały kurczowo trzyma się prętów.
Przekładam ręce przez otwory w siatce chwytam małego z całych sił i co dalej ( wysokość 7 piętro)...
Serducho jego i moje 220 uderzeń na minutę. Hakerku proszę nie wyrywaj się wyciągam, a właściwie wyrywam jedną rękę przez otwór, wkładam z 10 cm niżej i chwytam kota, druga rękę wyciągam z otworu, wkładam 10 cm niżej i chwytam Hakera i tak centymetr po centymetrze przesuwam go w dół opierając o siatkę i moje ciało. Dochodzę do dolnej linki i tam to już pestka udaje misie ją odgiąć i spuścić małego na balkon.
On cały w stresie kładzie się grzeczniutko w pokoju.
Moje ręce do wysokości łokci to jedna wilka szrama od wżynającej się linki.
Siadam w fotelu i przez dobre 15 min nie mogę dojść do siebie.
Jak ja to zrobiłam, przede wszystkim jak zmieściłam rękę w ten otwór i jeszcze ją mogłam wyciągnąć stojąc na chybotliwym podłożu. W ogóle, ze półka - drapak utrzymała ciężar 58 kg.
Całe zajście z dołu obserwował z zaciekawieniem jeden pan, musiało to bardzo dziwnie wyglądać, gdyż z dołu nie widać siatki na balkonie. Wyglądało to tak jakbym trzymało kota poza balkonem i przekładała go sobie z reki do ręki.
Haker nie wychodzi na balkon.
Jutro przychodzi z wiertarką nasz zaprzyjaźniony fachowiec i nawierca dodatkowe otwory w suficie. Teraz będą co 10 – 15 cm. Drugiej siatki nie wieszam, ma ona mniejsze otwory 3X3 cm i tam już nie zmieszczę reki.
Uratowałam mu życie już 3 raz ile razy może się to udawać.
Troszkę ta opowieść przydługawa, ale wybaczycie mi

prawda.