Nie trać nadziei. Mój Kot Karramba wyślizgnął się między nogami przez otwarte drzwi na klatkę schodową. Było ciemno, kot czarny... i niczego nie zauważyłam

Nie szukałam go w domu aż do rana.. (bo wydawało mi się, że starym zwyczajem zabunkrował się u siebie gdzieś w szafie i śpi). Dopiero rano zauważyłam ze Kota nie ma

Natychmiast napisałam ogłoszenia i porozwieszałam w okolicznych sklepikach i na drzwiach klatek schodowych w moim i okolicznych blokach. Obdzwoniłam kliniki weterynaryjne i schronisko... molestowałam sąsiadów i okoliczne dzieciaki.. wszystko na nic
Kiciałam nocami przez dwa tygodnie..pełna poczucia winy, strachu o Karrambę i osamotnienia. Wystawiłam na balkon jego kuwetę, i miseczki z karmą blisko mojej klatki schodowej. Nic sie nie działo, nie znalazł się... ale nie traciłam nadziei mimo, że nie miał obroży ani adresu. wiedziałam, że bardzo często koty jednak się odnajdują nawet po długim czasie.
I tak sie stało w naszym przypadku. Po dwóch tygodniach do mojego domofonu zadzwoniła sąsiadka, której wcześniej nie znałam, przeczytała ogłoszenie, zauważyła Karrambę w swojej klatce i od razu przybiegła do mnie.
Nie wiem które z nas bardziej się cieszyło, On czy ja??

Z radości poryczałam się jak dziecko i wyzywając go od pajaców obiecałam superszybką kastrację

(miał być wykastrowany, ale czekałam aż dorośnie)
Jaką naukę z tego wyniosłam??
1) Kot MUSI mieć obrożę z adresem - bo nie znasz dnia ani godziny, kiedy ci sie prześlizgnie miedzy nogami a ty nie zauważysz
2) Nie wolno tracić nadziei.
3) Warto pytać. Nie ma ludzi nie popełniających błędów. Zawsze znajdzie się ktoś, kto popełnił ten sam błąd i ma już doświadczenie jak go naprawić.
Kończąc ten elaborat... Wierzę w to, że Twój Kot się znajdzie, tak jak mój się znalazł.
Trzymam kciuki
