Sytuacja strasznie podobna do tej, jak miała miejsce u mnie w pracy. Rok temu wleciała nam do biura obca tygryskowa koteczka i się okociła...
Kotkę prawdopodobnie ktoś wyrzucił z domu - nie bała się ludzi, wręcz przeciwnie i była bardzo łagodna.
Urodzonego jedynego kociaka wziął do domu szef i cała rodzina za nim szaleje.
A Kotka została wysterylizowana i już pozostała w naszym biurze.
Ma swoją poduszkę na parapecie, a noce spędza albo w biurze (czasami są rano niespodzianki...), albo w magazynie. No i ma na imię Kotka.
Trochę teraz choruje, ale ją leczymy. Kotka jest nieodłączną częścią naszego biura.
Czytam ten wątek od początku, bo historia bardzo podobna.
I cały czas trzymam kciuki za dobry domek dla koteczki.
Wierzę, że ta historia skończy się tak samo szczęśliwie.
