Cóż, nie było mnie prawie 2 lata... Doba jest za krótka, jak nie w szkole, to w pracy, no i przede wszystkim z kotami wszystko było w idealnym porządku.
Aż do zeszłej środy. Zasrany prima aprilis...
Kot: Sodoma (vel Sypialnia). Diagnoza: BIAŁACZKA...
W ciągu dwóch dni z żywego, wyraźnie szczęśliwego i na pozór zdrowego kota, zrobił się szkielet obwieszony skórą, który ledwo miał siłę dojść do kuwety. Niestety test, który podobno się nie myli, rozjaśnił całą sprawę
Już myślałem, że to koniec, zresztą pani wetka też przyznała, że na pierwszy rzut oka nic z tego nie będzie, ale mimo wszystko dostała kroplówkę i pobrano jej krew do badania, która zresztą wyglądała jak jakaś czerwona zawiesina w biało-żółtym glucie... Wyniki poniżej:
Jednak po tym badaniu okazało się, że przypadek nie jest aż tak beznadziejny, choć wetka stwierdziła, że nie wie jakim cudem kot z takimi wynikami jeszcze żyje. Tak też zapadła decyzja o transfuzji, dokładnie dnia następnego. Okazało się, że to bardzo pomogło, bo kociak zaczął odżywać! Codziennie, aż do wczoraj, jeździła na kroplówkę i musiała mieć jedzenie podtykane pod nos, bo jeszcze była trochę słaba, ale z dnia na dzień wyglądało to coraz lepiej.
Jedynym problemem była konieczność odizolowania Gomory, która zaczęła wykazaywać w kontaktach z rekonwalescentką ostrą agresję, tak więc obecnie przebywa na wygnaniu u znajomych (zresztą też "kociarzy"

) - powróŧ przewidywany w ciągu najbliższych dni.
Obecnie Sodoma już je normalnie, jest sprawna fizycznie, ale o normalnym zachowaniu ciężko tu mówić, bo zrobiła się nieprawdopodobnie napastliwa, jeśli chodzi o pieszczoty - potrafiła za mną łażić i jęczeć o drapanie tyłka, nawet o 4 rano, kiedy to wybierałem się do pracy
Sądy dzień miał być wczoraj, ponieważ krew znowu poszła na badania i miało się wyjaśnić czy się "przyjęła", czy szpik kostny pracuje jak należy i przede wszystkim czy organizm nie zaczął niszczyć także tej przetoczonej krwi.
Okazało się, że wszystko jest OK (choć z pewnością te wyniki i tak nie są za dobre), szpik kostny pracuje na najwyższych obrotach i ogólnie organizm się broni jak lew!
Jeszcze dzisiaj USG, żeby wykluczyć jakieś tam jelitowe historie i pewnie od jutra będzie Interferon...
Cóż, sytuacja nie jest najlepsza, ale i tak należy się cieszyć, że pani wetka uratowała kota, który był praktycznie jedną łapą na tamtym świecie i w dodatku jest szansa, że jeszcze trochę pożyje...
Postaram się teraz informować zainteresowanych bardziej na bieżąco. Znaczy się następny wpis będzie szybciej niż po dwóch latach
