coś marnie się zrobiło po południu

... bidusia znów kicha, charcze i ciężko oddycha, ma zaflukany nosek... a wydawało mi się, że katar już trochę przechodzi

ale katar to chyba mniejszy problem, jest i większy

: kocia dziś wyraźnie ciągnie za sobą tylne łapki, widać, że utrzymanie ich w normalnej pozycji nie przychodzi jej naturalnie

do tego jakoś tak dziwnie porusza ogonkiem, trudno to opisać, ale tak, jakby w hipertempie machała nim góra-dół - też jakby coś z nim było nie do końca tak i jakby chciała sprawdzać, czy ma w nim władzę

poza tym od początku malutka robi jeszcze jedną dziwną rzecz, jeszcze trudniejszą do opisania

na początku myślałam, że chodzi o swędzące rany, ale nie jestem już taka pewna

Ziutelka kładzie się na grzbiecie i tak jakby rzuca tylną częścią ciała, wierzga łapkami (aż się klatka trzęsie!), macha ogonem... ech, oby było dobrze, oby to nie żaden piekielny paraliż

moja znajoma mówi, że to może być chwilowe, że to może po tym niedawnym spotkaniu z psami jeszcze coś jest porażone, ale się z czasem wykuruje... najważniejsze chyba, że mała kontroluje wydalanie... ale i tak się boję

im częściej patrzę w jej oczka, tym bardziej mi jej szkoda
od kilku godzin malutka znów śpi zwinięta w kojcu, jakaś taka jeszcze smutniejsza niż zwykle

myślę, jakby jej tu dać większą przestrzeń niż klatka, ale na razie boję się wypuścić ją na tej samej powierzchni, gdzie mieszka Bolusia, musimy poczekać chociaż do kąpieli

Bolusi niestety nie da się przemeldować do większego pokoju, ona nienawidzi wszystkich innych kotów, bo jest zazdrosna o mnie (też jest ze schronu, też wzięta w bardzo nieciekawym stanie i z depresją

, na szczęście w niczym już nie przypomina siebie sprzed niecałego roku ); a i one nie wszystkie są dla niej miłe, np. Julek tłucze każdego 'nowego' (i nie tylko

)...
prosimy o dużo kciuków i dużo myśli o Stokroteczce - żeby to minęło
