Oj chyba nagrabiłem sobie za tak długie milczenie
Bardzo dawno mnie tu nie było więc zacznę od początku.
PINI (czyli Wojtek) jest po prostu SUPER ! Dzięki niemu mamy osiatkowany balkon (nawet gustownie) i to za nieco ponad 100 zł !
Kociaki przesiadują tam nawet jak jest zimnawo.
Rudik głównie prowadzi obserwacje otoczenia. Natomiast Stefek organizuje polowania na muchy i albo się z nimi bawi (mucha ma wtedy szansę na ucieczkę) albo je zjada - wtedy jedyną szansą muchy jest - hmmm.... skonać przed trafieniem do żołądka ?
Mieliśmy duże problemy z trawieniem Rudika (biegunka). Próbowałem go odkłaczyć, ale nie jadł karmy odkłaczającej (za to młody wyżarł mu juz ją całą).
Po poradach weterynarzy odstawiliśmy mu całkowicie suchą karmę i przeszliśmy na ryż z gotowanymi piersiami kurczaków. Dostawał też do picia wywar z mięty (jak on się na nią rzucał ! - chyba wiedział, że mu moze pomóc). Ograniczyliśmy mu też ilość jedzenia bo to kot z gatunku takich co chcą i mogą jeść zawsze i wszędzie - nawet gdy już maja dość.
Skutki były zadowalajace w 50% i tylko przez 1-2 dni. Potem do biegunki doszło zwracanie pokarmu

Zaczęliśmy się niepokoić. Snuliśmy nawet teorię, że może to przez te problemy Rudik został np. przez kogoś wyrzucony z domu, albo że ma chory żołądek.
Wtedy przy okazji kastracji Stefanka zawitał do nas z domową wizytą pan weterynarz (teraz mogę z całą pewnością powiedzieć już, że od tego czasu nasz osobisty domowy pan "Wet"). Sprawnie usunął Stefkowi jajuszka, obciął pazurki obu kotom i Svenowi (królik), udzielił wielu rad i... zostawił znaczną ilość pasty odkłaczającej wraz ze strzykawką do podawania. A wszystko to za - uwaga... jedyne 60 zł (!)
Pastę podaję Rudikowi rano przed jedzeniem już 2 dzień. Odstawiliśmy miętę, przeszliśmy z ryżu z kurczakiem na ryż z konserwą i zaczęliśmy podawać mu nieco rozmoczoną (rada naszego wspaniałego"Weta") - suchą już tylko z nazwy - karmę. Nie chciałbym zapeszać i przedwcześnie ogłaszać sukces ale, ale... teraz jest dobrze.
W przyszłym miesiącu czeka Rudika wizyta u naszego "Weta" i usunięcie ząbka oraz oczyszczenie reszty z wielkiej ilości kamienia.
Stefek nie dostawał jeść w dniu zabiegu, a jednak po narkozie wydało się że to on zjadł mi kawałek kwiatka - hehe. Najgorsze było budzenie się, bo jak już wstał to nie był jeszcze całkiem przytomny i zataczał się jeszcze co kończyło się upadkiem. W końcu po 2 godzinach niespokojnie drzemaliśmy razem na wersalce - kiepska to była noc... Cały następny dzień Steff był smutny, rozbity i przestraszony. Na byle ruch i odgłos reagował paniczną ucieczką. Facet pod balkonem włączył kosiarkę, gdy akurat miałem go na rękach... - rany po pazurach do dziś mi się goją.
Dziś juz Stefek dokazywał z Rudikiem jak dawniej

Czyli: wielki tupot, syczenie, mrauczenie, wskakiwanie na Rudika, dwa szybkie rude punkty śledzące jeden drugiego.
Są kochane i nawet już czasami śpią razem na jednym krześle.
To tyle w wielkim skrócie.
Kajający się

za długie milczenie - Smok Telesfor