Dziekujemy, jestescie Kochani!!!
Wszystkie posty bardzo podtrzymuja mnie na duchu, chociaz wiem, ze niedlugo przyjdzie wielki smutek, tym bardziej, ze Sara chyba sama nie odejdzie... Jak na mnie patrzy wydaje mi sie, jakby mowila, ze ona juz nie chce, ze jest zmeczona ta walka, a jednoczesnie prosi mnie o pomoc, chociaz boi sie tego co moze sie z nia stac... Ma taki bol i strach w oczach...
Dzisiaj... obudzila mnie miauczeniem o 5 rano - chciala isc na pole, oczywiscie jej nie pozwolilam tlumaczac, ze jest za slaba, zeby pozniej wrocic do domu po schodach, lub wrecz wyskoczyc na balkon.
Po godzinie sie uspokoila.
Jak wstalam dalam jej leki i oczywiscie pokarmilam troche na sile, zeby cos w brzuszku miala. Pozniej podstawilam pod pysio renalka z wolowinka, o dziwo powachala, wylizala sos i nawet zjadla kilka kawalkow. Niestety pozniej jej ulubiony kurczak, ktory specjalnie z mysla o niej zostal przygotowany na obiad, wywolal odruchy wymiotne. Szybkko go odsunelam i na szczescie Sara nie zwymiotowala...
Wogole nie wymiotowala juz chyba od wtorku...
Potem spala... kilka razy wstawala i szla do kuwety zrobic siu... Dzisiaj nie bylo siusiania w poblizu miejsca spania - wczoraj bylo... Nawiazujac do dnia wczorajszego to Sara miala problem z siusianiem - od 10 rano do 22 nie siusiala, a o 12 byla nawadniana u weta, wiec ... kolejny zly znak, ze pomimo nawodnienia i lekow moczopednych, ktorych dostala dosc duzo nie siusiala przez 12 h. A o 22 zrobila malenkie siu w kuwecie... Na szczescie 2 h pozniej odkrylam ogromna kaluze na dywaniku w poblizu jej miejsca spania smierdzaca kocim siu, wiec troche sie uspokoilam. Ale widac, ze nerki coraz gorzej pracuja. Choc dzisiaj siusiala mniej wiecej przez caly dzien... Nie bylo jakiejs dramatyczniej kilkunastogodzinnej przerwy jak wczoraj...
Jutro jedziemy na badania, zobaczymy czy 4 dni antybiotyku i 5 dni nawadniania cos dalo... Choziaz prognozy sa niedobre

Zwlaszcza, ze Sara przez brak apetytu jest coraz slabsza.
We wt bedziemy myslec co dalej...