Dzięki kochani za kciuki...
Tak jak napisała Tajdzi, pojechałyśmy na sygnale na Modlińską, dostałyśmy (tzn. Peścia dostała) tolfedynę i mamy jeszcze jeden zastrzyk na zapas, bo temperatura była 41

. Po powrocie mała już brykała i domagała się jedzenia (jak tkwiłysmy w korku lek zdążył zadziałać

), z ciężkim sercem ją zostawiłyśmy, nakarmiwszy zawczasu i napoiwszy. Dziś po południu na zastrzyk pojedziemy do weta niedaleko, bo domięśniowego linco nie odważę się podać sama, no i będzie dobrze ocenić, czy nie jest odwodniona, wtedy kroplówa (sama tak na pewno to nie potrafię powiedzieć).
Kurdekurde, no co za bydlę, ten wirus.
Co do linco - well, powiem Wam szczerze, za mało się jeszcze znam na kotach po prostu... Też słyszałam że jest mocny, no ale przy naszym doświadczeniu wolimy ufać dobremu lekarzowi

,
szczególnie jeśli policzył nas tylko za leki 
.
Dziś być może wizyta Domku Misza, poprosimy kciuki, jeśli Miszo znajdzie kochających ludzi, a brzmią obiecująco, to atmosfera w domu się trochę oczyści i Peścio będzie miała biedaczka więcej spokoju do zdrowienia...