No to switowali mnie - mój TŻ i Tosia, każde na swój sposób
Ale po kolei! Mój Kochany TŻ, w ramach "Dnia dobroci dla TŻ'ek"

pojechał na delegację autem służbowym a mnie zostawił nasze czterokołowe cudo (jak zwykł mawiać). Cała ucieszona chciałam dzisiaj po pracy odwieźć do fundacji klatkę z zeszłotygodniowej łapanki (zakończonej nota bene sukcesem - 3 na 3!

). Ochoczo wsiadłam do autka, ruszyłam przed siebie i po 20min. byłam w fundacji. A tam..... okazało się, że pan, który wziął jedno z trzech złapanych kociątek ma pod swoim blokiem....pięć kolejnych!

I tak zamiast z pustym bagażnikiem wróciłam do domu z
dwiema klatkami, smrodkiem kocurzego moczu (jedną z nich obsiurkał wyjatkowo nieprzychylnie nastawiony do kastracji kocurek

) i zaklepaną data nastepnej łapanki.
I tak TŻ switował mnie "Ale jesteś zdolna" a Tosia ostentacyjnym odwróceniem ode mnie swej dupecji bo raczyłam wrócić trzy godziny po czasie.....eeeeh. A TŻ i tak określił mnie delikatnie - nie chcę wiedzieć jaka "łacina" sączyłaby się przez telefon gdyby się dowiedział, że jego ukochane autko wądzi smrodkiem kociego moczu

Módlcie się by to wywietrzało do czwartku....no i żeby kicie się złapały!