Słonko - dziękuję.
Byliśmy u Doc. Przede wszystkim ja - na krótki kurs wyciskania kota, Orzeszek tylko `na dokładkę`, jako obiekt moich ćwiczeń.
Po powrocie wsadziłam Orzeszkową pupę do miski stojącej w wannie i wyprałam. Calusieńką wyprałam. Pupę i ogon. Teraz Orzeszek dosusza się sam - bo przecież ja nie potrafię dobrze wytrzeć kota, nie mówiąc już o uczesaniu futra.
Czy ktoś tu jest fanatycznym wielbicielem filmów Braci Cohen? Jeśli tak, to wiele mu powie nowy przydomek Orzeszka - Big Lebowsky.

Tylko TZ mówi, że nikt Orzeszkowi nie nasikał na dywan, co najwyżej sam sobie nasikał.
A teraz wysuszony i uczesany Orzeszek przysypia... w kuwecie.

No cóż - oszczędza podkłady.
A ze w kuwecie ma trociny, to pewnie mu ciepło i mięciutko.
