Z najnowszych wieści: chyba pęknie mi serce. Sylwester minął nam pod znakiem zastanawiania się, czy Józia nie powinna z nami zostać. To czarna kotka, znaleziona ostatnia przez sunię. Mania grzeje już pupę w swoim domku z dwiema koteczkami, które ją adoptowały, chłopaki będą razem.
Za domkiem, który na kicię czeka przemawia to, że mają kotkę. Kocie towarzystwo to marzenie. Nie wiem, jakie mają dokładnie warunki, bo nie wiedziałam o ankiecie, zobaczę na własne oczy. Mała może się od kotki nauczyć kocich zachowań, zwłaszcza mycia, a to ważne.
Za nami przemawia serce, bo zdążyłam te kocięta pokochać, jak się 2 tygodnie wstaje w nocy do karmienia, wyciera tyłki i myje, bo nie potrafią się porządnie wylizać...
Czuję, że przygoda z kotem umyka mi z przed nosa, jednak boję się. Chcę mieć dziecko niedługo, nie wiem, czy chce/my mieć dwa koty, a moja sunia to co najwyżej średnie towarzystwo dla małej kici, Trochę boję się zniszczeń, trochę kosztów, bo stawiam na dobre karmy, i trochę, że nie poradzę sobie z wychowaniem kota, bo za mało o nich wiem.
Tyle rozsądek. Jak pomyślę o tych jej ślepkach wpatrzonych we mnie, o tym, jak już się komunikowały... że nie zobaczę na żywo jak dorasta, czego się nauczyła... Nawet nie wiem, jak wygląda taka siatka na okna i balkon...
Dlatego też kocięta zostaną oddane w tym tygodniu, zresztą, według ustaleń z wetem. Mają teraz ok. 6-7 tygodni. Nie mogę pokochać ich jeszcze bardziej.
Jak Wy znosicie tymczasy?