
Zadowolona, zasiadłam do pracy. Kissa wyjątkowo nie położyła się obok klatki Kajtka żeby go podziwiać i mruczeć, więc papug trochę niezadowolony tłukł się po klatce, co stanowi niewielką tylko niedogodność. Kissa ganiała z myszką, a raczej z tym, co z niej zostało. Kilka razy przebiegła po mnie, po klawiaturze po monitorze, ale to też żaden problem. Za którymś nawrotem przy okazji skoku przeze mnie zauważyłwm, że owinęła mnie wełną. Zdziebko się zdziwiłam, jako że kulka wełny, która miała dla kota stanowić atrakcję nr 1 została przez niego dawno temu zupełnie zignorowana. Kota raczyła raz czy dwa grzecznościowo pacnąć łapą w kulę, ze zdziwieniem patrząc na uwiązanego do końca sznurka człowieka i odeszła. Kulka została zdeponowana w pokoju papuga, jako jedynym pomieszczeniu całkowicie zabezpieczonym przed kotem w czasie nieobecności człowieka - bałam się, że kot zainteresuje się kiedyś wełną, będąc sam w domu i owinie się nią jakoś niebezpiecznie, albo, co gorsza, zje w charakterze spaghetti.
Widząc teraz wełnę, zdziwiłam się i tyle - pochłonęła mnie praca. Po jakimś czasie Kissa uznała za stosowne wskoczyć ponownie na biurko, zrzucając przy okazji stos dysków. Schyliłam się, żeby je podnieść i... cała podłoga wyglądała jak jedna wielka pajęczyna. Wstałam, poszłam do przedpokoju - tu też. W drugim pokoju, łazience i kuchni to samo - ogromna biała sieć, z centrum (epicentrum


Ratunku! Taką sieć mogł rozwinąć tylko jakiś ogromniasy pająk, tarantula niech się schowa




Mój włochaty, pazurzasty i ogoniasty pająk, zadowolony chyba z efektu, jaki na mnie wywarło jego dzieło, rozwalił się na swojej sieci przy moich nogach, wywalając brzucho do głaskania i mrucząc z takim zachwytem, że dźwięk ten przypomina raczej kwik
