justyna_ebe pisze::cry:
Justyna już wie...
Onionka nie ma już z nami. Odszedl w sobotę, a ja do dzisiaj nie potrafię nic sensownego napisać.
Przez 2 miesiące balansowal na granicy życia i śmierci. Walczyl każdego dnia o kolejne godziny. Byl wielką zagadką , każdego dnia jego samopoczucie bylo skrajnie inne. Raz pobudzony, wręcz agresywny, na najwyższych obrotach , a potem znowu zwinięty w klębek jakby nieobecny.
Caly czas mial ogromny poziom leukocytów, wskazujący na infekcję, którego źródla nie udalo sie znaleźć. Po kuracji antybiotykowej wciąż 26 000 leukocytów. Ale zyl normalnie, spacerowal, biegal, przeganial koty.
W czwartek zacząl slaniać się na nogach, powlóczyl tylnymi nogami. Jadl normalnie ale jakby byl po narkozie. Mimo apetytu byl wiotki i odwodniony. Lekarz stwierdzil , ze to są nieprawidlowe odruchy od mózgu.
Próbowaliśmy mu podawać kroplówki, ale po kilku minutach zaczynal walić glową, zginać się , wytrzeszczać oczy i dusić.
Dostal relanium i konwulsje mu przeszly, ale kroplówki po 5 minutach powolnego kapania powodowaly atak. Znowu walil glową.
Noc przespal w miarę spokojnie dopóki relanium dzialalo. Rano pojechal do kliniki. Musial leżeć w namiocie tlenowym bo zacząl sie dusić.
Pobrano mu krew. Parametry nerkowe i wątrobowe w porządku. Morfologia poza leukocytami w normie. Leukocytów mial 45 000.
Wszyscy stali i nie wierzyli.
Zrobiliśmy ponownie testy na FIV i FELV, kolejne zdjęcie RTG i nic. Nie udalo nam się zlokalizować źródla infekcji.
W rozmazie wyszla neutrofilia, limfopoeza, zmiany toksyczne.
Temperatura mu spadla do 36,8
Uspokajal sie tylko na termoforach, przy próbie podania kroplówek zaczynal szaleć, po niewielkiej ilości plynu. Jakby go glowa bolala.
Weterynarze stwierdzili , że to prawdopodobnie zapalenie mózgu. To jedyne miejsce, które Onionek mial nie badane, a gdzie mogloby być źródlo infekcji. Ewentualnie jakiś guz, wylew. Dostal antybiotyki dożylne, które dotarlyby do plynu mózgowo-rdzeniowego. Zalecone co 8 godzin...dostal 4 dawki, do piątej już nie dotrzymal.
Umarl w sobotę wieczorem. Juz wcześniej byl zupelnie wiotki jak szmatka. Wciąz nie wierzę, że go nie ma.
Pierwszy ra widzialam takie oczy, seledynowo-zielone z turkusowymi mieniącymi sie krysztalkami. Zawsze wybiegal mi na przeciw, towarzyszyl mi we wszystkich czynnościach
Dopiero wczoraj go zakopalam. Caly czas bilam sie z myślami czy nie poslać go na sekcję. To jest niemożliwe, żeby nie można bylo znaleźć przyczyny jego odejścia. Rozmawialam z lekarzami, wszyscy rozlozyli ręce. Sekcja bylaby super, taki nietypowy przypadek, można by wydać publikację...
Nie dalam, niech do końca zostanie Onionkiem, a nie jakąś publikacją.
Na myśl w jaki sposób wyciągną mu mózg i pokroją na części zrobilo mi sie slabo.
Teraz śpi sobie pod jablonką.
Mnie wciąż dręczy jedno pytanie. Gdzie jest sens i kiedy robimy coś dla kota a kiedy dla siebie. Jak znalazlam Onionka , to byl w stanie agonalnym. Z góry weci zakladali, że przy takim odwodnieniu pewnie padną nerki albo wątroba. Że jest skrajnie niedożywiony i lepiej uśpić bo będzie kaleką. A on na przekór wszystkiemu walczyl i dzielnie sobie radzil.
Mam nadzieję, ze Onionek byl szczęśliwy przez te dwa i pól miesiąca a nie że dolożylam mu cierpień.
Mnie z pewnością byloby lepiej rozstać się z nim na początku, bo teraz to kompletna masakra ...
Poniżej ostatnie zdjęcia śpiącego Onionka
a tutaj Onionek dwa tygodnie temu
