Byłam wczoraj... ok 15-16-tej.
Zawieźliśmy dużo żwirku (ze dwie taczki) i puchy (też dwie, albo trzy taczki). Na trochę starczy.
Chorującego kota nie widziałam. Ale widziałam maleństwo!
MALUSI BURASEK, mniejszy od tych młodziaków.
Nie wiem ile może mieć? miesiąc? taki jeszcze "opierzony" z krótkim ogonkiem

(chciałam go przemycić za pazuchą, ale TŻ się nie zgodził

) ...Chude to maleństwo...
Z młodziaków widziałam burasię (bardzo przytulna, naręczna, kotek do domu, nawet oswajać nie trzeba) i czarnuszka (nieśmiały).
baaardzo miziasty jest Uszatek chodzący luzem, a niesamowity jest Bysio.
Pani, która się nimi opiekuje jest tam od trzech miesięcy, widać, że lubi koty, o każdym potrafi coś powiedzieć (przynajmniej takie odniosłam wrażenie), z Bysiem się przyjaźni, mówi, że zawsze Bysio ją wita trykając łebkiem w czoło
Zajmuje się też szczeniakami (6 boksów!)
Maleństwo nie daje mi spokoju... żeby chociaż ktoś na tymczas...
podejrzewam, że TŻ pojechał tam z nami, żeby zapobiec niespodziewanemu dokoceniu
bo mój syn też już miał pod kurtką tę kilkumiesięczną burasię...
przed świętami pojawiło się w schronisku trochę nowych zwierzaków... "ludzie dywany poprali i szkoda brudzić..." jak powiedziała kierowniczka...
a te pieski, te smutne oczy... taki jeden nieduży staruszek z siwą mordką przyszedł i się po prostu do mnie przytulił
