Byłam dzisiaj z MariąD w lecznicy po kotkę..
Spotkałyśmy się z dotychczasowymi opiekunami.. właściwie powiedzieli to co już wiedziałyśmy wcześniej, że kicia 4,5 roku, sterylka była, kicia bardzo spokojna, domowa, przyjazna dla ludzi chociaż niezbyt miziasta.. nie lubiła spędzać całego czasu na kolankach, raczej obok, zagadując dość często swoją opiekunkę.. Towarzyszyła jej we wszystkich czynnościach domowych.. Koteczka niewychodząca, a jeśli już to w szeleczkach i na smyczy..
Aż do momentu przypadkowego upadku Pani obok kotki, która w tym czasie siedziała pod łóżkiem.. Pani upadła obok łóżka no i w pobliżu koteczki.. Pan pospieszył z pomocą i w tym momencie koteczka rzuciła się na Pana.. podrapała i pogryzła.. Dzień później Pani poszła do szpitala.. leczy się już dość długo i zarówno jej choroba jak i krótkotrwała nieobecność nie były dla kici niczym nowym.. Dwa dni później, po powrocie Pani ze szpitala koteczka wyraźnie pokazała, że zamierza zaatakować Panią.. Została odizolowana no i zaczęły się poszukiwania rozwiązania tej sytuacji..
Poszukiwania trochę trwały, konsultowano kotkę w dwóch lecznicach i w końcowym rezultacie kicia wylądowała w trzeciej na dwutygodniowej kwarantannie z podejrzeniem wścieklizny.. z racji nietypowego, dość agresywnego zachowania w stosunku do opiekunów..
To wszystko już wiecie.. Chciałam tylko zebrać to wszystko w jednym poście, żeby było łatwiej prześledzić całą sytuację..
No i dzisiaj po dwóch tygodniach i dodatkowych dwóch dniach pojechałyśmy odebrać koteczkę z lecznicy.. Wściekliznę oczywiście wykluczono..
Po raz pierwszy w życiu trafiła do klatki i to na tak długo.. Maria poszła z Panem, asystować przy wyjmowaniu kotki z klatki i wkładaniu do przenoski a następnie zabrać ją do siebie.. No i doopa.. Okazało się, że kotka jest tak agresywna, że nie dało się tego zrobić.. rzucała się na każdego kto podchodził do klatki.. cały czas wpatrzona w Pana.. Marię zlekceważyła całkowicie.. natomiast atakowała również personel wet, który miał zapakować panienkę do przenoski.. Niestety lecznica nie dysponuje żadnym sprzętem pomocnym w takich przypadkach.. a właściwie prawie żadnym.. mają jedynie chwytak ze stalową linką na krótkim kiju.. Linka jest tego rodzaju, że próby schwytania kotki przy pomocy tego narzędzia mogły śmiało rozwiązać problem radykalnie, z uwagi na ogromne szanse odcięcia głowy kota stalową linką.. Maria nie zdecydowała się na użycie sprzętu..
I teraz sytuacja wygląda następująco:
Kotka została w lecznicy do poniedziałku.. W poniedziałek po południu Maria ma ją zabrać.. jeśli oczywiście opiekun lecznicowy da radę ją zapakować do przenoski.. Dzisiaj tego akurat opiekuna nie było.. Klatka wystawowa przygotowana, cały koci ekwipunek tylko czeka na główną bohaterkę..
Ale w tej sytuacji nawet jeśli kotkę w takim stanie Maria wypuści do klatki to ma niewielkie szanse na podanie jej jedzenia, picia czy sprzątnięcia kuwetki bez uszczerbku na zdrowiu..
Całą drogę powrotna zastanawiałyśmy się co zrobić w tej sytuacji.. no i wymyśliłyśmy, że warto ją pokazać jakiemuś wetowi, który nie boi się dziczków i jeszcze na dodatek ma klatkę dociskową.. bez tego nie da się kotu podać chociaż raz środka uspokajającego czy pobrać krwi do badań.. A w tej sytuacji obie rzeczy są niezbedne.. bo może jednak koteczce coś jest.. może nawet coś poważnego.. A na kwarantannie nikt jej przecież nie badał..
Niestety jedyny znany mi wet z klatką dociskową – dr Jacek Lesiak akurat w poniedziałek po południu i wieczorem nie przyjmuje w lecznicy.. chociaż Maria gotowa była jechać z kotką do niego przez całe miasto..
Jakimś cudem udało się nam wybłagać wizytę domową.. Obiecał zabrać ze sobą klatkę, podać kici głupiego jasia, porządnie ją obejrzeć i pobrać krew do badań..
I tu moja wielka prośba, bo wiem, że Maria tego nie napisze.. co więcej ryzykuję własne życie a co najmniej zdrowie, jak zobaczy, że to napisałam.. Ale co mi tam.. kotka ważniejsza..
Bardzo proszę, pomóżmy Marii finansowo..
To akurat jest nieprzewidziany wydatek, chociaż w tej sytuacji konieczny.. Ale ta kocia agresja wygląda bardzo niepokojąco.. I trzeba dokładnie sprawdzić czy to przypadkiem nie są jakieś zmiany w obrębie mózgu.. Cały czas się łudzę, że to efekt ogromnego stresu.. ale żeby być pewnym trzeba to sprawdzić.. na razie będą konsultacje z dr Lesiakiem i on dopiero zdecyduje co dalej.. Może się okazać, że potrzebne będą jakieś specjalistyczne badania..
Ale dokładne sprawdzenie stanu zdrowia kotki i jeśli się da, wyprowadzenie jej z obecnego stanu jest niezbędne zanim Maria zacznie szukać domu dla kici..
Bez pewności że wszystko jest w porządku i kotka nie będzie agresywna, właściwie nie ma szans na adopcję..
Wiem, że to wszystko przerasta możliwości finansowe jednej osoby.. Ale jakbyśmy się zrzucili..
To jak, damy szansę koteczce?