Piękna "MCO", BALBINA już w NOWYM DOMKU!

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto lis 28, 2006 0:04

Gdybym od poczatku o tym wiedziała to bym napisała.
Obrazek

Syku

 
Posty: 831
Od: Sob mar 04, 2006 9:54
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto lis 28, 2006 9:10

i co u kici?
Obrazek

dalia

Avatar użytkownika
 
Posty: 17361
Od: Nie maja 09, 2004 16:08
Lokalizacja: Poznań

Post » Wto lis 28, 2006 17:30

dalia pisze:i co u kici?

Właśnie, co u niej?
Obrazek

Gem

 
Posty: 3444
Od: Czw paź 12, 2006 16:37
Lokalizacja: Kielce

Post » Wto lis 28, 2006 18:47

Jestem w kontakcie z właścielem. Na razie sytuacja pod kontrolą.

karunia - proszę czytaj uwaznie co piszę - wg słów właściela - była wysterylizowana po pierwszej rujce.
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39296
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro lis 29, 2006 19:17

W sobotę o 12:30 zabieram kicię z lecznicy.

Wg tego co przekazał mi własciel - lekarze nie widzą u niej żadnej choroby. Jest tylko w potężnym szoku. Musiała przeżyć jakąs traumę skutkujaca agresją.
Czyli jest szansa na socjalizację koci.
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39296
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro lis 29, 2006 19:21

Bardzo, bardzo życzę Ci powodzenia.

Hanek

 
Posty: 495
Od: Pon sie 21, 2006 14:52
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lis 29, 2006 19:46

Trzymam za Was kciuki!!! :D

martka

 
Posty: 6250
Od: Śro gru 28, 2005 23:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro lis 29, 2006 19:53

MariaD pisze:W sobotę o 12:30 zabieram kicię z lecznicy.

Wg tego co przekazał mi własciel - lekarze nie widzą u niej żadnej choroby. Jest tylko w potężnym szoku. Musiała przeżyć jakąs traumę skutkujaca agresją.
Czyli jest szansa na socjalizację koci.


Syku, mogłabyś zmienić tytuł wątku? :D
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Czw lis 30, 2006 11:01

Dopiero dziś przeczytałam - cóż, ludzie są różni. Nie wszyscy wiedzą tyle co my. Kiedyś pewien wet namawiał mnie, żebym szczepiła moje niewychodzące koty przeciwko wsciekliźnie bo przecież .... mogę zarazki przynieść na butach :roll: Najważniejsze, że kotka nie została bez pomocy. Biedna, toż ona teraz przeżywa jakiś koszmarny horror :evil:
Trzymam kciuki, żeby Marii szybko się udało (bo, że się uda nie wątpię).
Obrazek

Amica

Avatar użytkownika
 
Posty: 10099
Od: Śro lut 11, 2004 9:11
Lokalizacja: Konstancin

Post » Czw lis 30, 2006 16:21

Co do szczepień kotów niewychodzących na wściekliznę-był kiedyś przypadek na ochocie że do mieszkania pewnej Pani wleciał wściekły nietoperz, a kot chciał go schwytać i przy okazji pogryzł właścicielką...która musiała sie szczepić, a kota po obserwacji zaszczepiła.
Kotu nic się nie stanie a go zabezpieczysz i pomożesz-wystarczy choc tylko raz zaszczepić. :lol:
Obrazek

Syku

 
Posty: 831
Od: Sob mar 04, 2006 9:54
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob gru 02, 2006 17:39

Byłam dzisiaj z MariąD w lecznicy po kotkę..
Spotkałyśmy się z dotychczasowymi opiekunami.. właściwie powiedzieli to co już wiedziałyśmy wcześniej, że kicia 4,5 roku, sterylka była, kicia bardzo spokojna, domowa, przyjazna dla ludzi chociaż niezbyt miziasta.. nie lubiła spędzać całego czasu na kolankach, raczej obok, zagadując dość często swoją opiekunkę.. Towarzyszyła jej we wszystkich czynnościach domowych.. Koteczka niewychodząca, a jeśli już to w szeleczkach i na smyczy..

Aż do momentu przypadkowego upadku Pani obok kotki, która w tym czasie siedziała pod łóżkiem.. Pani upadła obok łóżka no i w pobliżu koteczki.. Pan pospieszył z pomocą i w tym momencie koteczka rzuciła się na Pana.. podrapała i pogryzła.. Dzień później Pani poszła do szpitala.. leczy się już dość długo i zarówno jej choroba jak i krótkotrwała nieobecność nie były dla kici niczym nowym.. Dwa dni później, po powrocie Pani ze szpitala koteczka wyraźnie pokazała, że zamierza zaatakować Panią.. Została odizolowana no i zaczęły się poszukiwania rozwiązania tej sytuacji..

Poszukiwania trochę trwały, konsultowano kotkę w dwóch lecznicach i w końcowym rezultacie kicia wylądowała w trzeciej na dwutygodniowej kwarantannie z podejrzeniem wścieklizny.. z racji nietypowego, dość agresywnego zachowania w stosunku do opiekunów..

To wszystko już wiecie.. Chciałam tylko zebrać to wszystko w jednym poście, żeby było łatwiej prześledzić całą sytuację..


No i dzisiaj po dwóch tygodniach i dodatkowych dwóch dniach pojechałyśmy odebrać koteczkę z lecznicy.. Wściekliznę oczywiście wykluczono..

Po raz pierwszy w życiu trafiła do klatki i to na tak długo.. Maria poszła z Panem, asystować przy wyjmowaniu kotki z klatki i wkładaniu do przenoski a następnie zabrać ją do siebie.. No i doopa.. Okazało się, że kotka jest tak agresywna, że nie dało się tego zrobić.. rzucała się na każdego kto podchodził do klatki.. cały czas wpatrzona w Pana.. Marię zlekceważyła całkowicie.. natomiast atakowała również personel wet, który miał zapakować panienkę do przenoski.. Niestety lecznica nie dysponuje żadnym sprzętem pomocnym w takich przypadkach.. a właściwie prawie żadnym.. mają jedynie chwytak ze stalową linką na krótkim kiju.. Linka jest tego rodzaju, że próby schwytania kotki przy pomocy tego narzędzia mogły śmiało rozwiązać problem radykalnie, z uwagi na ogromne szanse odcięcia głowy kota stalową linką.. Maria nie zdecydowała się na użycie sprzętu..

I teraz sytuacja wygląda następująco:
Kotka została w lecznicy do poniedziałku.. W poniedziałek po południu Maria ma ją zabrać.. jeśli oczywiście opiekun lecznicowy da radę ją zapakować do przenoski.. Dzisiaj tego akurat opiekuna nie było.. Klatka wystawowa przygotowana, cały koci ekwipunek tylko czeka na główną bohaterkę..

Ale w tej sytuacji nawet jeśli kotkę w takim stanie Maria wypuści do klatki to ma niewielkie szanse na podanie jej jedzenia, picia czy sprzątnięcia kuwetki bez uszczerbku na zdrowiu..

Całą drogę powrotna zastanawiałyśmy się co zrobić w tej sytuacji.. no i wymyśliłyśmy, że warto ją pokazać jakiemuś wetowi, który nie boi się dziczków i jeszcze na dodatek ma klatkę dociskową.. bez tego nie da się kotu podać chociaż raz środka uspokajającego czy pobrać krwi do badań.. A w tej sytuacji obie rzeczy są niezbedne.. bo może jednak koteczce coś jest.. może nawet coś poważnego.. A na kwarantannie nikt jej przecież nie badał..

Niestety jedyny znany mi wet z klatką dociskową – dr Jacek Lesiak akurat w poniedziałek po południu i wieczorem nie przyjmuje w lecznicy.. chociaż Maria gotowa była jechać z kotką do niego przez całe miasto..

Jakimś cudem udało się nam wybłagać wizytę domową.. Obiecał zabrać ze sobą klatkę, podać kici głupiego jasia, porządnie ją obejrzeć i pobrać krew do badań..

I tu moja wielka prośba, bo wiem, że Maria tego nie napisze.. co więcej ryzykuję własne życie a co najmniej zdrowie, jak zobaczy, że to napisałam.. Ale co mi tam.. kotka ważniejsza..
Bardzo proszę, pomóżmy Marii finansowo..


To akurat jest nieprzewidziany wydatek, chociaż w tej sytuacji konieczny.. Ale ta kocia agresja wygląda bardzo niepokojąco.. I trzeba dokładnie sprawdzić czy to przypadkiem nie są jakieś zmiany w obrębie mózgu.. Cały czas się łudzę, że to efekt ogromnego stresu.. ale żeby być pewnym trzeba to sprawdzić.. na razie będą konsultacje z dr Lesiakiem i on dopiero zdecyduje co dalej.. Może się okazać, że potrzebne będą jakieś specjalistyczne badania..

Ale dokładne sprawdzenie stanu zdrowia kotki i jeśli się da, wyprowadzenie jej z obecnego stanu jest niezbędne zanim Maria zacznie szukać domu dla kici..
Bez pewności że wszystko jest w porządku i kotka nie będzie agresywna, właściwie nie ma szans na adopcję.. :(

Wiem, że to wszystko przerasta możliwości finansowe jednej osoby.. Ale jakbyśmy się zrzucili.. :oops: :D

To jak, damy szansę koteczce?
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Sob gru 02, 2006 18:35

W pierwszej chwili jak zobaczyłam kotkę w klatce miałam chwilę zwątpienia - kotka zachowywała się gorzej niż najdzikszy dziczek podwórkowy. Atak szedł za atakiem, rzucała się na kraty, na przysuniety do krat stary obrus, wzięty z samochodu do przesłonięcia przenoski.

Personel lecznicy w postaci jednego chłopaka zupełnie nie był przygotowany do takich zadań. Nie mieli do czynienia z dziczkami... nie wiedział jak wygląda ani czy jest w lecznicy klatka dociskowa... włożenie przez nich potężnej przenoski do klatki, w nadziei, że kotka sama wejdzie grzecznie było dużym błędem. Reękawic porządnych też nie mieli. No i wyraźnie bał się kota.

Kotka - z wyglądu - jakieś popłuczyny po syberyjczyku: okrągły łepek, cofnięta, ścięta bródka, nieduże uszka, dość puchata. W klatce nie wiele było widać, ale Pani pokazywała domowe zdjecia kotki. Ubarwienie takie jak mojej Bajry w podpisie, z tym, że więcej beżu i kremu zamiast szarosci. Ładny kot, tak mi go szkoda...

Mam też jej ksiązeczkę zdrowia, z której wynika stała, dobra opieka lekarska: szczepienia, odrobaczanie, sterylka...
Mam zrzeczenie się się praw do kota i teraz na moich barkach spoczywa cała odpowiedzialnośc za ta kotkę.

Kotkę odbieram z lecznicy w poniedziałek i natychmiast dzwonię do dr.Lesiaka. Nie wypuszczę ją z przenoski do klatki wystawowej bez sprawdzenia jej stanu zdrowia przez weta. Chce wykluczyć uraz fizyczny (np. połamane żebra, złamany ogon, coś tak bolesnego by przerodziło się w agresję), pobrać krew na badania, obciąc pazury i wyciąc ew. kołtuny.

Dam kotce szansę na dojście do siebie. Moze w nowym otoczeniu na nowo stanie się tamtą domową, trochę mało miziastą, ale ufną kotką.

Ale... jeżeli okaże się, że po miesiącu kot nadal będzie tak agresywny jak widziałam to w lecznicy, będę zmuszona podjąć ostateczną decyzję... to nie kot dachowy, sama na wolności nie przeżyje... a tak agresywnej nikomu nie wyadoptuję.
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39296
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Sob gru 02, 2006 18:37

dubel :oops:
Ostatnio edytowano Sob gru 02, 2006 19:45 przez MariaD, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39296
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Sob gru 02, 2006 19:13

ja mam jeszcze 33 zł zostało mi ze zbiórki na Daisy, jesli sponsorzy wyrażą zgodę - podam pieniążki aamms.
Obrazek

florida_blue

 
Posty: 1951
Od: Nie cze 18, 2006 11:19
Lokalizacja: Częstochowa

Post » Sob gru 02, 2006 20:37

Ja dopiero dzisiaj się dowiedziałam od Marii o sprawie i teraz doczytałam wątek.
Szokuje mnie to co czytam o lecznicy, braku przygotowania i wyposażenia. No ale cóż, jest jak jest. Mam nadzieję, że w poniedziałek uda się kicię stamtąd zabrać i zbadać. No i mam nadzieję, że tę agresję da się zwalczyć.
Co do finansów - poproszę numer konta.
Są chwile, kiedy brak ludożerców daje się boleśnie odczuć.
Alfons Allais

Aleba

Avatar użytkownika
 
Posty: 21216
Od: Czw sie 05, 2004 16:52
Lokalizacja: Warszawa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: PanPawel i 43 gości